Pora na spotkanie z trzecią, ostatnią jak dotąd integrą w katalogu amerykańskiej marki Rogue Audio. Okazale wyglądający wzmacniacz Pharaoh II to kolejna po Sphinxie V3 konstrukcja hybrydowa, łącząca przedwzmacniacz oparty na podwójnych triodach z końcówkami mocy w klasie D. Czy także w tym wypadku to osobliwe połączenie zaowocowało brzmieniem godnym uwagi?
Budowa
Projekt plastyczny ścianki frontowej Pharaoha, która może być srebrna albo czarna, jest moim zdaniem średnio wysmakowany. Jeśli zrezygnowanie z zastosowanych zabiegów (ręcznie szlifowany eliptyczny otwór, wewnętrzna fakturowana czołówka i duże wycięte logo producenta) mogłoby znacząco obniżyć cenę wzmacniacza, to nie miałbym nic przeciwko. Inna rzecz, że funkcjonalnie jest bez zarzutu – mamy tu wszystko, czego trzeba, włącznie z niemal idealnym, zwierciadlanym odbiciem prawej i lewej strony. Materiałowo też jest in plus – gruby płat szczotkowanego aluminium robi odpowiednie wrażenie.
Centralne miejsce ścianki przedniej zajmuje największa gałka – potencjometru, dwie mniejsze służą do zmiany źródła (z lewej) i zrównoważenia kanałów (z prawej). Tuż obok znalazły się dwa małe przyciski: Processor Loop, czyli włącznik pętli procesora, oraz Unity Gain, dzięki któremu sygnał jest podawany bezpośrednio, tj. z pominięciem przedwzmacniacza, na wejście o takiej samej nazwie.
W obrębie elipsy są jeszcze trzy diody: dwie niebieskie, pod wymienionymi przyciskami, oraz czerwona, pod gałką Volume, sygnalizująca aktywną funkcję Mute (natychmiastowe wyciszenie jest dostępne za pośrednictwem metalowego pilota). Dwa duże okrągłe guziki poza wyciętym owalem to główny włącznik (z lewej), któremu towarzyszą dwie diody LED (bursztynowa po prawej oznacza stan gotowości, a niebieska po lewej – gotowość wzmacniacza do pracy po podgrzaniu katod w lampach, co trwa kilkanaście sekund po włączeniu wzmacniacza) oraz włącznik wyjścia słuchawkowego Headphone (z prawej). Skrajne miejsca czołówki zajmują czujnik podczerwieni oraz gniazdo słuchawkowe w standardzie 6,3mm.
Na panelu tylnym uwagę zwraca ilość złączy – 18 z nich to gniazda RCA, a dwa to XLR-y od Neutrika. Gniazda głośnikowe rozsunięto i umieszczono po bokach, wejście phono (obsługiwane są zarówno wkładki MM, jak i MC; regulacji wzmocnienia i wyboru obciążenia dokonuje się wewnątrz obudowy za pomocą mikroprzełączników) oraz śrubę masową przesunięto na lewo. Do wzmacniacza podłączymy trzy liniowe źródła niezbalansowane i jedno symetryczne, procesor/magnetofon oraz końcówkę mocy, subwoofer albo np. zewnętrzny wzmacniacz słuchawkowy. Całości dopełnia gniazdo IEC, gniazdo bezpiecznika oraz duży mechaniczny włącznik główny.
W górnej części obudowy, podobnie jak w Sphinxie, umieszczono zasłonięty siateczką otwór wentylacyjny, przez który widać dwie lampy JJ ECC802S (12AU7) oraz kondensatory sprzęgające Mundorfa z serii MCap EVO.
Skoro już o wnętrzu mowa, to uwagę zwracają tam przede wszystkim dwa transformatory toroidalne (większy, 400VA, marki AnTek, mniejszy Avel Lindberg), które dowodzą, że kwestię zasilania potraktowano priorytetowo, a ponadto kondensatory elektrolityczne Nippon Chemi-Con, moduły NCore NC500 od Hypexa, op-ampy Texas Instruments OPA2134 w sekcji gramofonowej oraz potencjometr Alpsa.
Jakość dźwięku
Porównań ze Sphinxem v3 nie sposób uniknąć – w końcu to ta sama hybrydowa koncepcja. Większe gabaryty i większa moc mogłyby sugerować, że Pharaoh II to Sphinx na sterydach, ale tak nie jest. "Faraon" jest brzmieniowo lepiej ułożony od Sphinxa – to kwestia zrównoważenia, nie tyle stabilności, ile liniowości. Tańsza integra sprawia wrażenie bardziej temperamentnej (co bynajmniej nie umniejsza jej atrakcyjności), z kolei Pharaoh jest bardziej opanowany, a jednocześnie dostojny. Mocy mu nie brakuje, ale nie objawia jej przy cichym słuchaniu; nie gra jak dynamit, nie buzuje detalami od początku skali. Kolumny muszą "kopnąć w płucka" – konkretniejsze granie zaczyna się od godziny 11-tej. Dźwięk Pharaoha jest spokojny (acz z pewnością nie relaksujący, a tym bardziej senny), rzetelny, naturalny i muzykalny.
W przeciwieństwie do wzmacniaczy ukazujących detale z aptekarską precyzją, Pharaoh II gra przede wszystkim bardzo spójnie, a przez to podobnie (dobrze) we wszystkich rejestrach. Jest nie tyle delikatny, ile łagodny, jednak nie ma to nic wspólnego z rozmyciem czy zmętnieniem barwy – kontury dźwięków są wyraźne, a barwy świeże, nieco "okrągłe", ale z charakterem. Brzmienie nie jest ani jednoznacznie twarde, ani tym bardziej miękkie, absolutnie nic nie spowalnia rytmu.
Z pozoru Pharaoh nie jest wulkanem energii, a mimo to w decydujących momentach potrafi bezbłędnie "przyłożyć". Wejścia orkiestry symfonicznej (Modest Mussorgsky "The Power Of The Orchestra: A Night On The Bare Mountain & Pictures At An Exhibition") nie pozostawiają złudzeń: potencjał dynamiczny tego wzmacniacza jest naprawdę spory. Poza tym brzmieniu nie brakuje ekspresji – niektóre nagrania (Marc Copland "And I Love Her") potrafią zabrzmieć zdecydowanie i zadziornie.
Lampy w przedwzmacniaczu kształtują barwę Pharaoha II. Słychać to zwłaszcza w górze pasma – ma zdecydowany szlif, ładne wybrzmienia, a jednocześnie jest delikatnie złagodzona, co zapobiega bezwzględnej analityczności. Między innymi dzięki tej cesze większa hybryda Rogue'a świetnie dogaduje się z kolumnami Bowersa (w trakcie testu korzystałem m.in. z modelu 607 S3).
Oprócz czystości i plastyczności uwagę przyciąga bogactwo informacji przekazywanych w zakresie niskotonowym.
Bas, co typowe dla klasy D, jest bardzo dobrze kontrolowany, szybki, obszerny i głęboki. Oprócz czystości i plastyczności uwagę przyciąga bogactwo informacji przekazywanych w zakresie niskotonowym. Poza tym proporcja niskich tonów w relacji do środka jest wzorowa. Sama średnica także ujawnia duże umiejętności Pharaoha II w prezentowaniu barw, zwłaszcza instrumentów akustycznych i wokali. Barwy głosów na znakomicie zrealizowanej płycie "Raizes" (DSD256) były realistyczne, wiarygodne i komunikatywne, wzmacniacz w żadnej chwili nie brzmiał sztucznie.
Na tzw. płytach producenckich ("Looking Walking Being" Agi Zaryan) ta część pasma brzmiała świeżo i niosła mnóstwo informacji. Bardzo ładnie, dostojnie i majestatycznie, zabrzmiał też fortepian na płycie Mao Fujity "Mozart. The Complete Piano Sonatas" (FLAC 24/96) – kontury dźwięków miały przyjemną aksamitną otoczkę, brzmienie "wypływało" z głośników swobodnie, miało w sobie niewymuszoną spontaniczność.
W odwzorowywaniu przestrzeni Pharaoh II także radzi sobie bardzo dobrze. Pewnie znajdą się wzmacniacze jeszcze dokładniejsze i obszerniej prezentujące scenę, ale Rogue też ma asa w rękawie: potrafi bezbłędnie oddać tzw. klimat nagrania, co może wynikać z tego, że tak naturalnie przekazuje barwy.
Podsumowanie
Wprawdzie Pharaoh II nie stara się jakoś szczególnie epatować energią, analitycznością i klarownością, ale i tak niczego mu nie brakuje. Swoim zrównoważonym, neutralnym, spójnym i muzykalnym brzmieniem z pewnością zyska sympatię niejednego słuchacza.