Pierwsze słuchawki Audeze, LCD-1, wprowadzono na rynek pod koniec 2009 roku. Od tego czasu kalifornijska firma sukcesywnie poszerzała swoją ofertę o nowe modele, zyskując uznanie zarówno wśród audiofilów, jak i muzyków oraz profesjonalistów w dziedzinie dźwięku.
Współpraca z tymi ostatnimi, a konkretnie z Mannym Marroquinem, inżynierem dźwięku odpowiedzialnym za brzmienie płyt takich wykonawców, jak np. Rihanna, Kanye West, Katy Perry, Ed Sheeran, Taylor Swift, Justin Bieber, Bruno Mars czy Alicia Keys, zaowocowała wprowadzeniem do oferty w 2023 roku dwóch zupełnie nowych "nauszników": MM-100 i MM-500. Te pierwsze są, jak można się domyślać, odchudzoną wersją MM-500. Z kolei "pięćsetki" w ofercie Audeze zastępują model LCD-X, aczkolwiek wyglądem i budową nawiązują do flagowych LCD-5.
Budowa
Z wyglądu MM-500 faktycznie przypominają LCD-5, aczkolwiek wydają się od nich trwalsze, co z pewnością wiąże się ze studyjnym przeznaczeniem. Ich ergonomiczność, foremność, a zwłaszcza solidność wykonania mogą zaskakiwać – jak na "planary" słuchawki te są naprawdę zgrabne, a w każdym razie zdecydowanie mniej toporne od wielu tego typu konstrukcji.
Swój udział w korzystnym pierwszym wrażeniu mają wykorzystane materiały. Aluminiowe obudowy przetworników i dopasowane do nich widelce, poliwęglanowe zewnętrzne strony muszli, stalowy pałąk w połączeniu z grubym skórzanym paskiem, miękkie wyprofilowane pady wypełnione pianką z efektem pamięci, pewny system regulacji oparty na prętach z wyraźnymi nacięciami i gniazda umieszczone pod takim kątem, by do minimum ograniczyć ocieranie kabla o ubranie – wszystko to obiecuje należytą wytrzymałość i wygodę użytkowania. Brak możliwości wymiany poduszek (są klejone) oraz mocny docisk do głowy, do którego trzeba przywyknąć, to drobne mankamenty, a nie poważniejsze niedociągnięcia.
Jak zwykle w przypadku Audeze zastosowano ultracienkie membrany Uniforce, w tym wypadku o średnicy 90mm, napędzane magnesami Fluxor. Cały układ o obniżonej impedancji (nominalnie 18Ω) składa się z kilkunastu elementów. Od strony ucha widać inne charakterystyczne dla tego producenta rozwiązanie – falowód o nazwie Fazor.
W zgrabnym czarnym kuferku oprócz słuchawek znajdziemy pleciony przewód o długości 2,3m wykonany z miedzi OCC, z jednej strony zakończony złoconym wtykiem 6,35mm (duży jack), a z drugiej wtyczkami mini-XLR, z zatrzaskami zapobiegającymi przypadkowemu wypięciu, welurowy woreczek oraz kartonik wielkości karty kredytowej, będący certyfikatem autentyczności. Z rzeczy niezbędnych zabrakło tylko jednego – przejściówki ma małego jacka.
Jakość brzmienia
Audeze MM-500 przekazują tyle informacji, że... właściwie więcej nie trzeba. Są przy tym bardzo dobrze zrównoważone, przyjemnie bezpośrednie i klarowne. Spójności rejestrów nie zaburzają poważniejsze podbarwienia. Dające o sobie niekiedy znać (w zależności od nagrania – zob. dalej) lekkie uprzywilejowanie górnych rejestrów nie ma nic wspólnego z hiperanalitycznością i nie wpływa na ogólny realizm brzmienia. Zdecydowanie słychać tu strojenie profesjonalne, studyjne, co jednak w żaden sposób nie umniejsza przydatności tych słuchawek do odsłuchu w warunkach domowych.
Warunkiem wykorzystania ich potencjału jest wysokiej jakości wzmacniacz/DAC (podczas testu były to Rogue Audio RH-5 w systemie stacjonarnym oraz Mojo 2 marki Chord w systemie mobilnym), ponieważ podłączone bezpośrednio do smartfona (do czego zachęca ich niska, 18-omowa impedancja) nie pokażą niczego nadzwyczajnego. A zwyczajne z pewnością nie są.
Audeze MM-500 nie starają się manipulować równowagą tonalną czy barwą dźwięku.
Choć w pierwszej chwili brzmienie "pięćsetek" może sprawiać wrażenie nieco surowego, to nie można odmówić im wyrafinowania. Rzecz w tym, że słuchawki te niczego nie upiększają. Zamiast tego pokazują dźwięk takim, jaki jest. Bez przekłamań w basie, polegających na jego sztucznym powiększaniu i wzmacnianiu, bez podbarwiania i przybliżania średnicy i bez wydelikacania sopranów. Wbrew pozorom tak uzyskane brzmienie nie jest wcale szorstkie, tylko bardzo autentyczne i precyzyjne w najdrobniejszych detalach.
MM-500 nie starają się manipulować równowagą tonalną czy barwą dźwięku. Początkowe wrażenie pewnej wstrzemięźliwości oznacza tak naprawdę niemal wzorową neutralność. Audeze serwują brzmienie szybkie, spontaniczne, a także całkiem muzykalne, choć ich muzykalność nie ma nic wspólnego z rozmywaniem konturów czy łagodzeniem transjentów.
Taka prezentacja wiąże się z tym, że niektóre z nagrań łatwiej niż z innymi słuchawkami zdradzają pewne niedociągnięcia, co z punktu widzenia sprzętu studyjnego jest niewątpliwą zaletą, ale w warunkach domowych może być niewygodne. Nie jest to na tyle irytujące, by można "pięćsetkom" zarzucić, że wybierają repertuar za słuchacza, jednak trudno puścić to mimo uszu. Tam, gdzie realizator wykonał swoje zadanie z dbałością i starannością, Audeze odwdzięczają się brzmieniem czystym, szybkim i soczystym. Trudniej jednak słuchać płyt, które potraktowano w sposób bardziej nonszalancki, a takich niestety nie brakuje.
Zaskakująco dobrze jak na nauszniki o proweniencji studyjnej MM-500 radzą sobie także z oddaniem przestrzeni. Kreują bardzo szeroką scenę i naprawdę porządną głębię, z okalającymi głowę pogłosami oraz swobodą, dokładnością i przezroczystością, które składają się na efekt bliski temu, co można by, rzecz jasna w przenośni, nazwać słuchawkową holografią. Jest to cecha na tyle silna, że zdoła zatrzymać na dłużej uwagę nawet bardziej doświadczonych słuchaczy.
Podsumowanie
Audeze MM-500 zaskakują solidną budową oraz neutralnym, spójnym i bardzo przestrzennym brzmieniem. Są właściwym partnerem dla wysokiej klasy wzmacniaczy słuchawkowych, z którymi potrafią pokazać, jak znakomicie może zabrzmieć muzyka. Rekomendacja!