Tegoroczna edycja monachijskiej wystawy potwierdziła, że jest to największa w Europie impreza tego typu. Z oficjalnych danych organizatora High End 2018 wynika, że powierzchnia wystawiennicza wyniosła 29 tys. metrów kwadratowych, gdzie rozmieściło się ze swoimi stanowiskami 530 wystawców z 41 krajów. Łączna liczba odwiedzających to 20 tys. osób, a akredytowanych dziennikarzy było aż 519.
High End w Monachium łączy w sobie kilka płaszczyzn postrzegania szeroko rozumianego rynku audio. Co roku w maju zjawiają się tu niemal wszyscy, którzy ten rynek tworzą. Interesy łączą się z towarzyskimi spotkaniami, a niektórzy wystawcy, prawdopodobnie umówieni wcześniej z klientami, zostawiają im różne urządzenia z ekspozycji w ramach bardziej lub mniej emocjonalnie podejmowanych decyzji zakupowych.
Zwyczajowo na wystawie prezentowane są najnowsze konstrukcje poszczególnych producentów, czasami jako prototypy, a to właśnie pokazuje kierunki rozwoju rynku. Zatem z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że za kilka miesięcy większość tych konstrukcji, które widzieliśmy w Monachium, zobaczymy także u nas. Rodzimy rynek – choć znacznie mniejszy – od pewnego czasu podlega tym samym mechanizmom, a to, czy polscy audiofile i melomani to zaakceptują, okaże się w czasie podsumowywania kolejnej wystawy Audio Video Show 2018.
Technologie ciekawsze niż dźwięk?
Bez wątpienia w tym roku, pomimo zdecydowanej dominacji analogu, w Monachium nie brakowało urządzeń cyfrowych. Równolegle z wystawą High End, nieopodal centrum MOC, odbywał się CanJam Europe – święto miłośników słuchawek i przenośnego audio. Na wielu stoiskach muzykę odtwarzano z plików, a liczne urządzenia, które formą nawiązywały do przeszłości, kryły w sobie bezmiar nowoczesnej elektroniki. Jednak nawet to, co wygląda tradycyjnie, nie może obyć się bez elektroniki.
Rynek tradycyjnych płyt CD nadal wydaje się stabilny. Oczywiście wiele pisze się o jego końcu, ale współczesne media potrafią wzburzyć wodę w każdej ilości, wywołując pozornie wielki sztorm. Coraz częściej – szczególnie wśród miłośników tych lepszych nagrań – wskazuje się na wyższość płyty w formacie SACD. Są one co prawda niszą, ale nie jest ona taka mała. Serwisy streamujące muzykę także chwalą się sukcesami i zdaje się, że biorąc pod uwagę skalę popularności, to one – poprzez internet – rządzą rynkiem.
Kupowanie gęstych plików nie jest chyba bardzo popularną metodą ich pozyskiwania, ale zdaje się, że nie ma innego legalnego sposobu. Wszystkie wspomniane wcześniej formaty koegzystują na rynku audio, ścigając się o tytuł pierwszeństwa w aspekcie popularności. Popularność przekłada się oczywiście na ilość sprzedanych urządzeń, a te z kolei szybko monetyzują się w postaci zysków.
Tort z napisem "audio" jawi się jako coraz grubszy, gdyż obserwowany od jakiegoś czasu sentyment do magnetofonów szpulowych przybiera na sile. Część urządzeń tego typu to znane ze studiów nagraniowych, majestatyczne urządzenia marki Studer. Premiery kolejnych nowych urządzeń przed nami... W tym roku znany dotychczas ze słuchawkowych przedwzmacniaczy i wzmacniaczy Kostas Metaxas zaprezentował swój nieskończony jeszcze projekt szpulowca.
Wracając do tematu analogowej technologii ubranej w nowoczesność, to przyglądaliśmy się magnetofonowi szpulowemu Metaxas & Sins GQT Analogue i trzem innym, które przygotowała niemiecka firma Ballfinger. Na stoisku Hemiolia Records można było dokupić pasujące do nich taśmy z koncertem Luciano Pavarottiego. Na wielu innych prezentacjach także korzystano ze szpulowców, nagrań na taśmach i winylach. Wiele urządzeń do odtwarzania płyt wyglądało jak tradycyjny gramofon, a osoby, które być może zapomniały ich zwyczajny kształt, mogły natknąć się gdzieniegdzie i na artefakty w postaci oryginałów z lat 40. i 50. poprzedniego wieku.
Cokolwiek by nie sądzić o tym wszystkim, nie sposób oprzeć się myśli, że pomimo pełnej analogowości – wszystko to nie powstałoby, gdyby nie współczesna technologia cyfrowa. Producenci chętnie podkreślają tradycyjny charakter tych wszystkich urządzeń, ale nie możemy zapominać o tym, co nas otacza i co w większości determinuje prawie każdy nasz ruch czy decyzję. Analiza słupków sprzedaży sprzętu jest bezlitosna i pokazuje, że w ogromnej masie obecne "analogi" to niewiele znaczący procent lub zaledwie jakaś jego część. Wiele osób spoglądając na to, myśli zapewne, że miło mieć świadomość przynależenia do tak sentymentalnej mniejszości. Tak więc "winyle nadal rosną, podlewane łzami miłośników MP3", tyle tylko, że są to coraz częściej łzy szczęścia.
Producenci zarabiają na audiofilskich sentymentach
Niezależnie od tego, czy zwiedzaliśmy każdą z czterech hal, czy ograniczyliśmy się jedynie do części wystawy usytuowanej na wyższych poziomach, możemy pokusić się o jedno spostrzeżenie: źródła analogowe ilościowo towarzyszyły lub nawet próbowały zastępować te nowoczesne – cyfrowe. Obowiązkowo: gramofon lub magnetofon szpulowy był podstawowym źródłem sygnału na większości tegorocznych "poważnych" stoisk. Tam, gdzie muzykę prezentowano "przy okazji", często stały one jako nieomal dekoracja; tam, gdzie była ona priorytetem, znaleźć można było najczęściej solidny gramofon, którego uzupełnieniem była dobrze "zestrojona" kolekcja płyt. Nie będzie to wielkie nadużycie, jeśli napiszę, że to chyba pierwszy rok, kiedy w tak czytelny sposób manifestowano "wystawową" wyższość analogu nad CD. I chyba należy w końcu przyznać, że coś, co traktowaliśmy jako modę, staje się standardem.
Wśród gości tegorocznej wystawy nie zabrakło także osób, które przez wiele poprzednich lat tę branżę tworzyły. Historia dokonań to także kolejne modele urządzeń i akcesoriów ich autorstwa. Van den Hul, Tim de Paravincini, Dan de Agostino czy Ken Ishiwata to nazwiska pasujące zarówno do naszej vintage'owej tezy, jak i opowieści o historii audio.
Każda z reprezentowanych przez nich firm ma wieloletni dorobek, własną tradycję i legendę udokumentowaną seriami kolejnych udanych urządzeń.
Nagra, aby podkreślić wagę swojego wkładu w rozwój cywilizacji, przypomniała magnetofon serii SN – ten sam, który brał udział w misjach Apollo z lat 70. XX wieku; Cambridge Audio pokazało na miniwystawie swój wkład w rozwój branży. Mogliśmy zatem zobaczyć ich pierwszy odtwarzacz CD – model CD1.
Patrząc na wystawę z perspektywy upływającego czasu, wiele osób zapewne zadaje sobie pytanie, jak odróżnić czysty marketing od prawdy, o którą w audio nadal wiele firm wręcz walczy. Większość urządzeń – nawet jeśli wyglądają na starsze, niż są w rzeczywistości – to nowoczesne, zaprojektowane i wyprodukowane niedawno wzmacniacze, gramofony i kolumny. Niezmieniająca się od lat zasada ich działania opiera się nadal na kilku prostych rozwiązaniach, które ubrano w nowoczesne, szyte często na obrabiarkach CNC, okrycia. Wystarczy spojrzeć na nadal niegotowy jeszcze projekt magnetofonu szpulowego Kostasa Metaxasa czy tubowe kolumny firmy Azolina Audio i bez trudu dostrzeżemy wspólny mianownik przeszłości i teraźniejszości. Jednak wkład nowych technologii w te pozornie stare urządzenia jest ogromny. Trudno tu oczekiwać, że ktoś, kto pragnie ścigać się z konkurencją, będzie bazować tylko na starych i sprawdzonych poniekąd rozwiązaniach. Tradycja w audio ma swoje miejsce, ale tak naprawdę liczą się pieniądze, albowiem – z czym wiele osób się oczywiście nie zgodzi...
...pieniądze grają!
Przykłady potwierdzające kolejną tezę można było znaleźć praktycznie w każdym pokoju odsłuchowym tegorocznej wystawy. W audio, jak chyba wszędzie, panują pewne mody. W czasach gdy upowszechniał się tranzystor, część konstruktorów budowała wzmacniacze, które pomimo braku lamp miały grać tak, jak ich lampowi protoplaści. Teraz królująca płyta winylowa ma gonić formaty cyfrowe, co jednych szczerze zniesmacza, a innych wręcz mobilizuje do większego wysiłku. Na horyzoncie widać już metę tego maratonu. Pokazany w tym roku gramofon firmy Optora ma czytać promieniem lasera tradycyjne płyty winylowe. Znając przywiązanie Japończyków do perfekcjonizmu oraz pamiętając inne ich wynalazki, możemy spodziewać się zarówno rewolucji, jak i spektakularnej porażki.
Rynek ma swoje prawa i zapewne to one w dużej mierze zdecydują o tym, co stanie się z nowym formatem – chyba trzeba będzie nazwać sposób odtwarzania analogowego sygnału przez cyfrowe urządzenie, które domenę cyfrową pomija i przetwarza sygnał z winylu na analogowy sygnał liniowy. W pewnym sensie z niecierpliwością czekamy na premierę, choć emocje mogą być równie wielkie, jak w przypadku gramofonu Mag-Lev, który przechodząc z fazy projektu do fazy gotowego produktu, jest nadal pięknym, ale już działającym gadżetem.
Niezależnie od tego, jak bardzo tradycyjną jest na przykład wkładka gramofonowa, konstrukcja, materiały, ceny tych najlepszych i oczywiście najdroższych kończą się obecnie na pułapie 10 tys. euro. Równie niezwykle zaawansowana konstrukcyjnie AT-ART1000 firmy Audio Technika czy bajecznie kolorowa japońska wkładka Sumile oraz pokazana premierowo Ortofon Century MC mają za zadanie zbliżyć domenę analogową do cyfrowej.
Wracając na chwilę do gramofonów, można odnieść wrażenie, że w tych współczesnych, bardziej zaawansowanych konstrukcjach zaczyna coraz bardziej dominować technologia. Naturalnym jest proces, w którym producenci starają się ulepszyć to, co produkują od pewnego czasu lub zaczynają zajmować się rzeczami, których do tej pory nie robili. Na wielu stoiskach dostrzec można było przez wielu uznawany za absolutnie referencyjny gramofon Kronos. Właściwie pazury (bo nie pazurki) zaprezentowało Clearaudio. Monumentalna prezentacja chyba wszystkiego, co ta firma produkuje, mogła tylko konkurować ilościowo z ofertą Pro-Jecta.
Czy zatem najdroższe systemy grały najlepiej? W pewnym sensie tak, bo przy wielu odsłuchach słychać było siłę zainwestowanych środków, pomysłów konstrukcyjnych, staranną konfigurację czy przemyślany dobór prezentowanego repertuaru. Nie zapominajmy przy tym, czemu służy tego typu wystawa. To głównie prezentacja... Angażując olbrzymie środki, świadomie i podświadomie wystawcy pragną, aby wyglądały i grały tak, abyśmy zapamiętali je na długi czas. Nawet na najmniejszych stanowiskach zadbano o wygląd i tylko nieliczni, być może pozornie, nie decydując się na blichtr i tanią reklamę, postanowili zaprezentować siebie z tej skromniejszej strony.
Oprócz prezentacji wybitnych w Monachium nie brakowało różnorakich audioatrakcji. Mieszane uczucia wspomnień z pokojów, w których stały dziwnie wyglądające kolumny, wzmacnia to, co tam usłyszeliśmy. Kari Bremnes – artystka, która w tym roku była twarzą wystawy, podpisywała swoją ostatnią, niestety mocno elektroniczną, płytę. Na wielu stoiskach znaleźć można było prototypy urządzeń lub ich wersje przedprodukcyjne – to prawdopodobnie zapowiedź tego, co zobaczymy i usłyszymy wkrótce. Monachijska wystawa pokazuje też, że wraz z trendem zmniejszania wszystkiego, co odtwarza muzykę, proporcjonalnie maleje nasze zadowolenie z tego, jak ten sprzęt sobie z tym radzi. Wracamy zatem do korzeni i nie boimy się dużych kolumn, dostrzegamy przyjemność ciepła lampy i nie przeraża nas niewygoda związana z koniecznością zmiany strony w odtwarzanej, winylowej płycie. Jednocześnie chętnie sięgamy po telefon, aby wypełnić ulubionymi utworami kolejną playlistę, słuchamy muzyki zapisanej na twardym dysku w naszym samochodzie i wcale nie złości nas niska jakość dźwięku odtwarzanych teledysków w popularnym serwisie internetowym.
Nasi tu byli...
Ważnym dla nas faktem była także obecność polskich producentów. Stała, kilkunastoosobowa reprezentacja od kilku lat jest zauważalna – zarówno dla nas Polaków, jak i gości zagranicznych. Takie firmy, jak Pylon Audio, Fezz Audio, Albedo, ewidentnie high-endowy LampizatOr czy studyjny Sveda Audio oraz popularna Taga Harmony pokazują, że "Polak potrafi!". Nawet to, że wymienione polskie firmy reprezentują tak różnorodne podejście do dźwięku cieszy, bo to przejaw swoistej audiodemokracji, gdzie obok siebie koegzystują tak różne firmy... Na dodatek firmy, którymi możemy się pochwalić!
Systemy, które zapamiętamy na cały rok...
Dając się uwieść dźwiękowi wystawy, wybraliśmy pięć zestawów, o których chętnie rozmawialiśmy z naszymi znajomymi, którzy potwierdzali lub polemizowali z naszymi obserwacjami. Niech zatem to będzie najlepszym sposobem weryfikacji wartości tego, co słyszeliśmy. A wystawcom gratulujemy, że w tak przyjemny i jednocześnie skuteczny sposób potrafili wywołać w nas te wszystkie przyjemne emocje.
Kawero + Kondo Ongaku
Od kilku lat niezmiennie jedna z najlepszych i najmocniejszych emocjonalnie prezentacji. Amplifikacja Kondo i niemieckie kolumny Kawero firmy Kaiser. Dźwięk totalny, pełna materializacja Marii Callas przy absolutnym braku świadomości odtwarzania nagrania z winylu. W prezentacji pomogła duża sala, adaptacja akustyczna, staranne ustawienie systemu. Do pokoju weszliśmy po raz pierwszy w czwartek 20 minut po udostępnieniu wystawy przedstawicielom prasy. System nie był jeszcze w pełni gotowy, wyszliśmy lekko niezadowoleni, ale trzy kolejne wizyty zatarły to pierwotne wrażenie – potwierdziły klasę zarówno sprzętu, jak i starania osób obsługujących system. Tu, podobnie jak przy ostatnim opisywanym systemie, trudno uwolnić się od emocji, które samoistnie pojawiają się podczas odsłuchu. Oczywiście psychoakustyka zastawia skutecznie sidła na polu naszych zakupowych decyzji, ale ponieważ cena tego systemu wykracza absolutnie poza zdrowy rozsądek, to czujemy się bezpiecznie. Z przyjemnością wrócimy tu za rok.
Gebel + Kronos + CH Precision (GigaWatt+ Franc Audio Accesories)
To jednocześnie największe zaskoczenie, albowiem rozmiar gigantycznie wielkich systemów kolumnowych nie zawsze idzie w parze z jakością dźwięku. Duże kolumny podłączone są do potężnych wzmacniaczy zazwyczaj grubymi przewodami. Wszytko to posiada starannie zaprojektowany system zasilania. Wzmacniacze stoją... właściwie spoczywają na specjalnych platformach. Tu było dokładnie tak, jako opisano wyżej: amplifikacja CH Precision na polskich(!) platformach Franc Audio Accesories zasilana kondycjonerem GigaWatt współpracowała z gramofonem Kronos i kolumnami Divin Majestic firmy Gebel. To, co przykuwało uwagę, to absurdalna nieadekwatność rozmiaru kolumn w stosunku do delikatnie sączącej się z nich muzyki. Na ile jest to zasługa Louisa Desjardinsa – twórcy gramofonu, a na ile całego systemu, trudno powiedzieć. Dwie dłuższe wizyty jednoznacznie potwierdziły pierwsze wrażenie z krótkiej wizyty w pierwszym dniu wystawy.
AirTight + WolfVonLanga
Kolumny WolfVonLanga to rzadkie na rynku audio zestawy wyposażone w przetworniki field-coil. Drugim niezbyt często stosowanym elementem w tych zestawach jest konstrukcja typu open baffle. Japońska elektronika Air Tighta i gramofon Primary Control dawały wytchnienie zmysłom.
Po raz kolejny udowodniliśmy sobie, że homogeniczne, spokojne i zrównoważone brzmienie jest tym, które nasze uszy lubią najbardziej. Oczywiście spektakularna prezentacja ma swoje zalety, ale jest niczym dobrze położony lakier na skorodowanej karoserii samochodu, którym zamierzamy pojechać w dłuższą podróż. W kolejnej godzinie podróży zaczynamy doceniać wygodę wnętrza, komfort i płynną pracę silnika. Czerwony lakier jest poza naszym wzrokiem i z wnętrza auta, stając się nieistotnym dodatkiem, bo praktycznie nie jest nam do niczego potrzebny.
Silbatone
Silbatone to brak rozsądku w każdym calu. Wystawcy z Dalekiego Wschodu przygotowali w tym roku nieco skromniejszą ekspozycję. Dźwiękowo jednak nie zawiedli i jeśli ktoś chciał przekonać się, jak wypełnić koncertowym dźwiękiem 200 mkw przy pomocy dwóch niewielkich monitorów – mógł usłyszeć, jak bardzo jest to łatwe. Słuchaliśmy tak między innymi Led Zeppelin "Whole Lotta Love", nareszcie Robert Plant darł się tak, jak potrafi to robić w tym utworze najlepiej.
Spektakularny dźwięk daje wiele do myślenia na temat jego każdego aspektu. To kolumny budowane na bazie przetworników z lat 30. i 40. XX wieku. Czyli w 2018 roku słuchamy nagrań z drugiej połowy XX wieku na zestawach, które pamiętają jeszcze II wojnę światową i nadal nas to zachwyca!
DPA Yoshino
Nagroda specjalna dla wybrańców, którzy mieli przyjemność uczestniczyć w koncercie i prezentacji nagrań z ostatniej płyty Lyn Stanley. Tim de Paravincini – jeden z ostatnich próbujących tworzyć świat idealny – demiurgów audio, zaprosił na pokaz wokalistkę, która ku zdziwieniu zebranych wykazała się wielką znajomością tematów związanych z realizacją swoich płyt. Niezależnie od tego, jak brzmiał system Tima, emocje wynagradzały to, co mimo wszystko można by tam poprawić.