Pierwotnie Godzilla przedstawiona była jako wszechpotężna bezmyślna bestia, czyniąca spustoszenie w japońskich miastach, niszcząca wszystko co napotka na swojej drodze. To oczywista metafora do tragicznych doświadczeń Japończyków spowodowanych zrzuceniem bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki zaledwie dziewięć lat wcześniej. Godzilla jest ucieleśnieniem obaw mieszkańców Japonii o skutki ponownego użycia tej niszczycielskiej broni przeciwko ludziom. W późniejszych filmach japońskiej wytwórni (a powstało ich ok. 30) Godzilla przedstawiana jest różnie – nie dość, że modyfikacji ulegał jej wygląd, to jeszcze z bezwzględnego niszczyciela przeistoczyła się w obrońcę ludzi, stając do walki z rozmaitymi potworami, które zagrażały naszej cywilizacji.
Film zrealizowano z dużym rozmachem i faktycznie duży nacisk położono na aspekty techniczne, a więc obraz, dźwięk i efekty specjalne
Prawdziwy wysyp filmów z cyklu Godzilla przypada na lata 60. i 70. XX wieku, kiedy powstawały one wręcz taśmowo. Mimo że były kiczowate i kiepściutko zrealizowane od strony technicznej, to cieszyły się dużą popularnością, także w Polsce. Teraz, gdy oglądamy te filmy sprzed lat, to najwyżej nas śmieszą, a nie straszą, ale jak się okazuje, postać Godzilli wciąż jest popularna. Zapewne właśnie to spowodowało, że w roku 1989 amerykański przemysł filmowy (w kooperacji z japońskim) postanowił wskrzesić kultowego potwora. Powstał wówczas film zatytułowany po prostu "Godzilla", zrealizowany przez Rolanda Emmericha z udziałem znanych aktorów, jak Jean Reno czy Matchew Broderick. Film z pierwowzorem nie miał wiele wspólnego, właściwie głównym spoiwem był monstrualnych rozmiarów potwór, który tym razem pustoszył amerykańskie miasta.
"Godzilla" z 1989 roku odniosła spory sukces. Nic więc dziwnego, że po ćwierć wieku od tamtej produkcji Godzilla znów powróciła na ekrany z zamiarem wdarcia się na szczyty list oglądalności. Recepta na sukces była prosta: sięgnąć po stary sprawdzony pomysł, obsadzić kultowego potwora w roli głównej i zrealizować film możliwie najlepiej pod względem technicznym, wykorzystując najnowsze rozwiązania i technologie, jakie oferuje współczesna kinematografia.
"Godzilla (2014)" w reżyserii Edwardsa Garetha to powrót do klasycznego kina katastroficznego. Film zrealizowano z dużym rozmachem i faktycznie duży nacisk położono na aspekty techniczne, a więc obraz, dźwięk i efekty specjalne. Słabszą stroną jest fabuła i dawkowanie napięcia. My jednak w naszych recenzjach nie oceniamy fabuły, a skupiamy się na stronie technicznej, a pod tym względem "Godzilla (2014)" wypada bardzo dobrze. Po pierwsze obraz jest czysty, klarowny i pozbawiony artefaktów, szumów i innych niepożądanych efektów. Jednak słabą stroną wizji jest kolorystyka, sposób ukazania Godzilli i innych potworów. Praktycznie monstrum nie pojawia się w całej okazałości na ekranie, a przeważnie widzimy tylko fragmenty sylwetki, w dodatku przesłonięte przez różne elementy. Co gorsza, prawie zawsze sceny z udziałem potworów odbywają się w niemal egipskich ciemnościach. Rozumiem, że to efekt zamierzony, żeby spotęgować efekt niesamowitości i tajemniczości, ale ilość scen rozgrywających się niemal po ciemku jest zdecydowanie przesadzona.
Posiadacze wysokiej jakości telewizorów lub projektorów nie powinni narzekać, bo dzięki dobremu kontrastowi i odpowiedniemu stopniowaniu czerni obraz jest mimo wszystko czytelny i pełen szczegółów. W gorszej sytuacji będą widzowie, którzy mają kiepsko skalibrowane telewizory lub starsze odbiorniki o nie najlepszym kontraście. Za to strona dźwiękowa jest rewelacyjna – pod warunkiem, że wybierzemy wersję oryginalną z napisami, gdyż ścieżka dźwiękowa z lektorem jest znacznie spłaszczona.
Dźwięk w tym filmie odgrywa bardzo ważną rolę. Pomijając już same odgłosy wydawane przez Godzillę, w warstwie dźwiękowej dzieje się naprawdę dużo. Natłok pojazdów mechanicznych jeżdżących, pływających i latających jak samochody, pociągi, czołgi, okręty, samoloty, helikoptery, odgłosy eksplozji, wybuchy, strzały – tego wszystkiego jest pod dostatkiem przez większość filmu. Mimo to scena dźwiękowa jest realistyczna, obszerna, i świetnie poukładana. Nie ma chaosu, gdyż inżynierowie dźwięku wszystko dokładnie rozplanowali i zrealizowali. Do tego dochodzi monumentalna muzyka symfoniczna, znakomicie oddająca atmosferę i harmonizująca z tym, co się dzieje na ekranie.
Całość zasługuje na najwyższe uznanie. Aż się prosi, żeby tak świetnie zrealizowany pod względem dźwiękowym film obsługiwał najnowszy system dźwięku przestrzennego Dolby Atmos. Niedawno miałem możliwość zapoznać się z możliwościami, jakie oferuje ten standard dźwięku, i jestem przekonany, że i tak świetnie brzmiące na "zwykłym" zestawie 5.1 sceny walki potworów, wybuchy, strzały, a zwłaszcza przelatujące helikoptery czy samoloty dopiero w Dolby Atmos spowodowałyby opad szczęki, czego sobie i wszystkim maniakom dobrego dźwięku i obrazu w kinie domowym życzę. ★ ★ ★ ★ ½