W dniu 11. maja w świeżo oddanym do użytku audytorium Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie miał miejsce muzyczny spektakl w wykonaniu Marka Bilińskiego. Koncert odbył się z inicjatywy dr. hab. Roberta Stawarza prof. UP, pomysłodawcy całego przedsięwzięcia. Za nagłośnienie imprezy odpowiedzialny był główny sponsor, firma Nautilus, specjalizująca się w dystrybucji i sprzedaży wysokiej jakości systemów audio oraz wykonywaniu instalacji audio-wizualnych.
Miłośnikom twórczości Marka Bilińskiego postać Roberta Stawarza jest zapewne dobrze znana, ponieważ to między innymi dzięki niemu, doszło do skutku inne wyjątkowe wydarzenie, a mianowicie widowisko multimedialne z okazji XV edycji Festiwalu Nauki w Krakowie. Muzykę wykonywał Marek Biliński, a towarzyszył mu Chór Educatus Uniwersytetu Pedagogicznego oraz Chór Dominanta Uniwersytetu Ekonomicznego. Wspaniałą oprawę wizualną tego koncertu, z imponującymi efektami świetlnymi, przygotował Jani Konstantinovski Puntos, a za całokształt odpowiadał właśnie Robert Stawarz. Dokonano wówczas nagrania z tamtego wydarzenia, co można usłyszeć na płycie Marka Bilińskiego zatytułowanej "Po Drugiej Stronie Światła" wydanej w roku 2021.
Wróćmy jednak do muzycznego wydarzenia z dnia 11 maja. Było ono niezwykłe w całej karierze Marka Bilińskiego, bowiem jak stwierdził sam muzyk (o tym w zaprezentowanym poniżej wywiadzie), z tak wysokiej klasy systemem audio nie miał jeszcze do czynienia podczas organizacji koncertów. Muzykę generowaną z syntezatorów polskiego artysty nagłaśniał absolutnie hi-endowy i bardzo drogi zestaw składający się z kolumn Avantgarde Acoustic Trio Luxury Edition 26 (powstało jedynie 26 par tych kolumn na świecie) oraz elektroniki towarzyszącej w postaci lampowego przedwzmacniacza Octave Jubilee Preamp oraz lampowych monobloków Octave Jubilee 300B.
W przerwach między dwoma koncertami (ten wcześniejszy odbył się o godzinie 13:00) muzykę prezentowano z austriackiego streamera Ayon S-10 MKII z lampową sekcją wyjściową. W związku z tak dużą powierzchnią do nagłośnienia zastosowano również dodatkowe aktywne moduły basowe Avantgarde Acoustic Basshorn XD z przodu, oraz dwa tylne subwoofery SUB231 z serii XD. Poszczególne komponenty tego wspaniałego systemu połączono za pośrednictwem kabli marki Siltech z serii Legend 880.
Polski dystrybutor, firma Nautilus zadbała również o to, aby goście doskonale czuli się na tym kameralnym, ale zarazem niezwykłym koncercie Marka Bilińskiego. Po jego zakończeniu goście zostali zaproszeni na bankiet, na którym obecny był również Marek Biliński. Była więc okazja, aby porozmawiać z artystą, zakupić niemal wszystkie płyty z jego bogatej dyskografii, zdobyć autograf i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z polskim mistrzem muzyki elektronicznej.
Niewątpliwie dla koneserów dźwięku wysokiej jakości ważna była nie tylko możliwość uczestnictwa w koncercie i spotkanie z artystą, ale też wyjątkowej jakości dźwięk generowany przez system przygotowany przez Nautilusa. Na uwagę zasługuje również fakt, że zupełnie nowe audytorium krakowskiej Uczelni Pedagogicznej zostało dobrze przygotowane akustycznie, dzięki czemu zgromadzona w sali publiczność mogła w pełni docenić walory brzmieniowe systemu nagłaśniającego, jak i kunszt wielkiego artysty, jakim niewątpliwie jest Marek Biliński.
Ten wieczór na długo zostanie w mojej pamięci, tym bardziej, że przy tej okazji udało mi się porozmawiać z głównymi autorami tego niecodziennego wydarzenia, a więc Markiem Bilińskim oraz dr. hab. Robertem Stawarzem, bez których ta uroczystość po prostu by się nie odbyła.
Wywiad z Markiem Bilińskim i Robertem Stawarzem
Arkadiusz Ogrodnik: Zacznijmy od koncertu, który odbył się 11. maja w audytorium Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie z inicjatywy prorektora ds. Kształcenia i rozwoju dr. hab. Roberta Stawarza prof. UP oraz firmy Nautilus. Panie Marku, jak ocenia Pan nagłośnienie przygotowane przez krakowską firmę?
Marek Biliński To było wyjątkowe wydarzenie, nie tylko na skalę Polski, ale Europy, a być może świata! Rzadko kiedy łączy się całe instrumentarium elektroniczne z tak wysublimowanym systemem audio przeznaczonym w zasadzie do słuchania w warunkach domowych. System był wyjątkowy, bo składał się z potężnych tubowych kolumn Avantgarde Acoustic Trio oraz towarzyszących im 30-watowych lampowych monobloków marki Octave, opartych na kultowych lampach 300B i dodatkowych basowych aktywnych modułach BassHorn. Tego typu wyrafinowanych systemów nie stosuje się zwykle podczas nagłaśniania koncertów, więc z pewnością było to ciekawe, ale też niezapomniane doświadczenie.
A.O. Można zatem rzec, że cały ten drogi i złożony system audio dobrze poradził sobie z nagłośnieniem tak dużej powierzchni?
M.B. Oczywiście, że tak! Zaraz po koncercie odebrałem gratulacje od wielu gości, jak również głównego sponsora i właściciela krakowskiej firmy Nautilus, Roberta Szklarza, dzięki któremu można było doświadczyć tak wspaniałego brzmienia. Wielkie brawa należą się oczywiście całej ekipie firmy Nautilus, biorącej udział w tym bardzo trudnym do realizacji przedsięwzięciu.
A.O. Przed koncertem wspomniał Pan, że co nieco pozmieniał w swojej muzyce, żeby bardziej dostosować ją do charakteru brzmienia prezentowanego przez system audio. Na czym to polegało?
M.B. Przede wszystkim skupiłem się na dynamice, aby bardziej efektownie zabrzmiały momenty ciche i głośne, ponieważ system przygotowany przez firmę Nautilus doskonale radził sobie z oddaniem nastroju poszczególnych nagrań i ich subtelności, inaczej niż ma to miejsce podczas normalnych koncertów dla znacznie większej widowni. Tam bowiem system nagłaśniający nastawiony jest głównie na donośne granie. Zależało mi żeby tę konkretną cechę jeszcze bardziej podkreślić, poprzez odpowiednio dobrany i zaaranżowany repertuar.
A.O. Panie Robercie, czy może Pan coś od siebie dodać, jako osoba odpowiadająca za organizację tego wspaniałego wydarzenia?
Robert Stawarz. Oczywiście! Głównie chodziło nam o to, żeby wydobyć z dźwięku jak najwięcej detali i niuansów. W tym przypadku nie musiało było głośno, jak na klasycznej estradzie, ale staraliśmy się żeby stworzony przez firmę Nautilus system audio, zapewnił dźwięk wysokiej klasy w pomieszczeniu o powierzchni około 400 metrów kwadratowych. Ten system nie ma bowiem wiele wspólnego ze sprzętem estradowym. A jednak dzięki wysokiej jakości poszczególnych komponentów, mogliśmy doświadczyć brzmienia daleko wykraczającego poza standardy wyznaczane przez estradowy system nagłośnieniowy. W zasadzie lepszego źródła dźwięku też nie mogliśmy mieć, jak żywego artysty w osobie Marka Bilińskiego, poniekąd "przypiętego" do całego systemu. Marek Biliński sprawdził się znakomicie, serwując nam intensywne doznania muzyczne na najwyższym poziomie. To było po prostu niezapomniane przeżycie. Do dzisiaj, wciąż mam w uszach ten niepowtarzalny dźwięk.
M.B. Muszę jeszcze dodać, że koncert rozpocząłem od prostych aranżacyjnie utworów, głównie opartych na brzmieniu fortepianu, ponieważ brzmienie tego instrumentu jest łatwo przyswajalne przez słuchacza, ale bardzo trudne do odtworzenia przez sprzęt audio. W tym miejscu muszę podkreślić, że byłem miło zaskoczony, bo kolumny marki Avantgarde Acoustic i elektronika Octave poradziły sobie wyśmienicie z brzmieniem partii fortepianowych wplecionych w kolejne utwory.
A.O. Panie Marku, niedawno, bo 17. Maja, obchodził Pan siedemdziesiątą rocznicę swoich urodzin. Na polskiej scenie muzyki elektronicznej odniósł Pan duży sukces, a pańskie albumy mają dziś wręcz status kultowych. Wydaje się, że dokonał Pan już właściwie wszystkiego. Ale czy w Pana głowie tkwią jeszcze jakieś pomysły, których nie był Pan w stanie z jakiegoś powodu zrealizować w przeciągu całej swojej długiej kariery?
M.B. Teraz muszę zahaczyć już o temat mojego nowego wydawnictwa. Będzie to wydanie dwupłytowe, by zmieściła się tam muzyka zarówno dla moich fanów, jak i dla mnie. Z jednej strony chciałbym nagrać trochę takiej osobistej muzyki, która będzie nietuzinkowa i niekoniecznie akceptowalna przez wszystkich moich fanów. Ale z drugiej strony zależy mi, by był to też ukłon w stronę moich fanów. Jest to dosyć trudne zadanie do wykonania, aczkolwiek podejmę się go. Nowa płyta z pewnością będzie refleksyjna i pogodna, ponieważ praktycznie wszystkie moje dotychczasowe nagrania niosą ze sobą pozytywne emocje i mają optymistyczny wydźwięk. Może dlatego, że sam jestem z natury pogodnym człowiekiem. Mam też kilka nowych instrumentów, których jeszcze do tej pory nie rozpracowałem. Z pewnością będę chciał ich użyć przy tworzeniu nowego albumu.
A.O. Rzadko kiedy zdarza się, żeby artysta wydając swój pierwszy album od razu wspiął się na tak wysoki poziom, zarówno pod względem artystycznym, jak i technicznym. Pański pierwszy album zatytułowany "Ogród Króla Świtu" jest uznawany przez wielu fanów, jak i przeze mnie, za absolutny numer jeden w pańskiej dyskografii! Czy zgodzi się Pan zarówno z moją skromną opinią, jak i rzeszy fanów, że z perspektywy tych wielu lat jakie minęły od powstania "Ogrodu Króla Świtu", ta płyta jest szczególna w pańskim dorobku? Czy pracując nad nią czuł Pan, że wchodzi na najwyższe obroty własnej muzycznej wyobraźni i twórczości? Czy emocje towarzyszące podczas pracy nad tym pierwszym albumem były nacechowane czymś szczególnym? Jak długo trwały prace w studio nad tą płytą?
M.B. Tak. Jest coś szczególnego w muzyce zawartej na pierwszym albumie. Nawet kiedyś tak przekornie stwierdziłem, że najłatwiej jest właśnie nagrać tę pierwszą płytę, a dlaczego? Bo byłem wtedy młodym człowiekiem, z głową pełną pomysłów. Tak, powtórzę jeszcze raz – najłatwiej jest nagrać pierwszą płytę! Natomiast wielkim wyzwaniem jest nagrać każdą następną. Tym bardziej, jeśli zależy nam na tym, aby się nie powtarzać i wciąż iść do przodu.
A.O. Rzeczywiście, tu się muszę zgodzić, ponieważ każda kolejna płyta Marka Bilińskiego brzmiała zupełnie inaczej.
M.B. Tak. Zawsze przy tworzeniu nowej płyty, zależało mi żeby wprowadzić do swojej muzyki coś nowego, coś czego nie było na poprzedniej. Ale wracając do mojej pierwszej płyty. Miałem ogromną radość z jej tworzenia, bo udostępniono mi wtedy profesjonalne studio nagraniowe, nie miałem bowiem własnego. Prace w studio nad albumem "Ogród Króla Świtu" trwały w zasadzie dwa tygodnie, dzień w dzień po jakieś, osiem - dziesięć godzin. W każdym bądź razie, jeśli mogę się tak wyrazić, ta pierwsza płyta była nagrywana "ręcznie". Nie miałem wtedy do dyspozycji sekwencera. Dopiero przy nagraniu płyty E≠mc² posłużyłem się analogowym sekwencerem.
W przypadku pierwszego albumu wszystkie sekwencje musiałem zrealizować ręcznie nagrywając ślad po śladzie. Reasumując, pierwsza faza polegająca na nagrywaniu wszystkich dźwięków w studio trwała jakieś dwa tygodnie, a zgranie tego materiału zajęło kilka tygodni. "Ogród Króla Świtu" jest dopracowany brzmieniowo, ponieważ powstało po kilka wersji każdego utworu, aż do momentu pełnej akceptacji. Jest mi niezmiernie miło, że praca w studio i olbrzymi ładunek emocjonalny, jaki został włożony w powstanie tego albumu, zostały zauważone i docenione. Docierały do mnie słuchy, że "Ogród Króla Świtu" był często używany jako płyta testowa, zwłaszcza pod kątem testu stereofonii w wielu sklepach ze sprzętem audio, głównie polskiej produkcji. Nawet kiedyś znalazłem się w takiej sytuacji, że wchodząc do jednego z takich sklepów, usłyszałem "Śpiew Rajskich Ptaków", było mi wtedy niezmiernie miło.
A.O. Zatrzymajmy się może na chwilę przy drugim albumie, czyli E≠mc². Wiadomo, że to skok w ambitniejsze i jeszcze bardziej nacechowane elektroniką brzmienia. Jednak moje kolejne pytanie nie będzie dotyczyć samej muzyki, a okładki. Skąd się wziął pomysł na oprawę graficzną E≠mc² i tytuł płyty?
M.B. W tamtym okresie byłem zafascynowany Albertem Einsteinem i teorią względności. W głowie zaczęła mi więc krążyć muzyka odzwierciedlająca naturę i prawa fizyki. Poza tym zależało mi, żeby materiał muzyczny tworzony z myślą o drugiej płycie, różnił się od tego z czym mieliśmy do czynienia w przypadku pierwszego longplaya "Ogród Króla Świtu". Poza tym przy tworzeniu tej płyty udało mi się już zgromadzić znacznie więcej nowoczesnych urządzeń oraz instrumentów, umożliwiających tworzenie bardziej ambitnych brzmień.
Pamiętajmy, że w tamtych czasach żyliśmy za "żelazną kurtyną" i przy ówczesnym ustroju politycznym panującym w naszym kraju, wszystko co już wymyślono na Zachodzie, docierało do nas ze znacznym opóźnieniem. Dlatego i tak byłem bardzo szczęśliwy, że do nagrywania drugiego albumu, przystępowałem ze znacznie bogatszym instrumentarium i nowocześniejszą elektroniką, chociażby w postaci wspomnianych sekwencerów, nadających muzyce bardziej elektroniczne brzmienie. Owa powtarzalność i motoryka idealnie wpasowała się w moją wizję kolejnego wydawnictwa, związaną właśnie z nauką, fizyką i w ogóle z otaczającym nas wszechświatem.
Wracając do samego projektu okładki, którego autorem jest Jerzy Fedak, miała ona uświadamiać nam upływ czasu w różnych wymiarach, oczywiste były też nawiązania do wspomnianej przeze mnie teorii względności i w ogóle fizyki. Stąd pojawiły się na niej motywy zegara, matematycznej siatki, czy chociażby pomarańczy, nawiązującej do filmu "Mechaniczna pomarańcza". Ścieżka dźwiękowa do tego filmu zawierała kompozycje Wendy Carlos, oparte na syntezatorze Mooga, którego brzmienie również używałem. Na ostateczny projekt okładki wpływ miała też moja fascynacja twórczością Salvadora Dali. Jeśli spojrzymy na okładkę płyty, to można zauważyć w niej pewne nawiązania do surrealizmu znanego z obrazów sławnego hiszpańskiego malarza.
A.O. Na koniec naszej niezwykle interesującej rozmowy, muszę zadać to pytanie. Choć wiem, że wiele razy już o to Pana pytano. Czy można już powiedzieć coś więcej na temat nowego wydawnictwa? Czy materiał, który przygotuje Pan na nowy album będzie miał coś wspólnego z poprzednimi płytami? Czy będzie to coś zupełnie nowego i mocno zaskakującego, zwłaszcza dla wiernych fanów?
M.B. Jak wcześniej wspomniałem, chciałbym wykonać ukłon w stronę fanów, więc nie wykluczam takiej impresji na temat utworów w oparciu o całą moją dotychczasową twórczość.
A.O. Czy zatem nowy album będzie takim swego rodzaju podsumowaniem pańskiej muzycznej kariery?
M.B. Tak. Na pewno nawiążę do muzyki z "Małego Księcia", którą mógłbym grać godzinami. Zresztą podobnie jest z "Fontanną Radości", "Zaćmienie - pieśń zmierzchu" czy z "Tańcem w Zaczarowanym Gaju". To są melodie sprzyjające takiemu specyficznemu przejściu przez wszystkie moje płyty. Nowe utwory zostaną zagrane przy użyciu kilku nowych instrumentów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie mogę zawieść słuchaczy, dlatego postawię na elektronikę i w nowym albumie pojawi się, płynąc gdzieś na dalszych planach, tworząc coś w rodzaju tła będącego odzwierciedleniem wszechświata. Z kolei w tym wszechświecie będą znajdować się konkretne tematy muzyczne, zawieszone niczym planety. To tak pokrótce.
A.O. Panie Marku, to już ostatnie pytanie, ale chyba równie ważne z perspektywy każdego pańskiego fana. Czy będzie trasa koncertowa promująca nowy album?
M.B. Na razie nie planuję. Właściwie jeszcze o tym nie myślałem. Na pierwszym miejscu jest nowa płyta. Trasa koncertowa wymaga wielu zabiegów organizacyjnych, a ja obecnie jestem skupiony na muzyce. Zacznę o tym myśleć dopiero, gdy nowa płyta zostanie już nagrana. Obecnie czasy mamy nieciekawe, a moja muzyka jest "niszowa", adresowana do smakoszy muzycznych. Nie wykluczam udziału w spontanicznych wydarzeniach, jak w przypadku tego ostatniego koncertu.
Robert Stawarz. Muszę jeszcze dodać, że koncert, który odbył się z okazji święta naszej uczelni, miał podkreślić nasze przywiązanie do doskonałości. To był koncert doskonały, a nam zależy na doskonałości zarówno dydaktycznej, jak i naukowej, a także tej związanej z wychowaniem młodych ludzi i kolejnych pokoleń. To jest bardzo ważne dla naszej uczelni i to właśnie nam się udało, patrząc chociażby z perspektywy tego wspaniałego koncertu.
A.O. Dziękuję za rozmowę.