O muzyce
Ten wybitny włoski pianista na firmamencie europejskiego jazzu jest postacią wyjątkową. Jego mentorem był trębacz Enrico Rava, którego poznał blisko 20 lat temu. Wspólnie dali setki koncertów i wydali kilkanaście płyt. Stefano współpracował też z Gato Barbierim, Patem Methenym, Chickiem Coreą, Paolo Fresu czy Richardem Galliano. Interesuje się również muzyką poważną, teatrem i filmem. Do współpracy nad tym albumem zaprosił dwóch Duńczyków: perkusistę Mortena Lunda i kontrabasistę Jespera Bodilsena.
Stany Zjednoczone reprezentuje ceniony gitarzysta Bill Frisell i saksofonista Mark Turner. Bollani ma niewątpliwie dar pisania melodyjnych, a nawet chwytliwych tematów, które nie są proste, a raczej intrygujące. Muzyka zaraża optymizmem, choć jest w niej miejsce na refleksję ("Vale" i "Las Hortensias"), pomysłowy i rozchwiany rytmicznie "No Pope No Party", przebojowy w stylu calypso "Easy Healing" czy rozbujany, latynoski "Alobar e Kudra". Warto zwrócić uwagę na temat "Teddy" w hołdzie Teddy'emu Wilsonowi (Amerykański pianista grający z Armstrongiem, Horn, Goodmanem, Holiday) zagrany tylko w duecie z Billem Frisellem. W rezultacie otrzymujemy wspaniały album z nowoczesnym jazzem, w którym wszyscy muzycy wchodzą w bardzo naturalną interakcję i tytułowe przesłanie "Radość mimo wszystko". ★ ★ ★ ★ ★
O dźwięku
Od lat Manfred Eicher realizuje swoją "kameralną koncepcję", która stała się swoistym wyznacznikiem jakości. Trudno wyobrazić sobie źle brzmiącą płytę wydaną przez monachijską wytwórnię – jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie, będziemy świadkami końca pewnej epoki. "Joy in Spite of Everything" doskonale wpisuje się w krajobraz dźwiękowy ECM-u: brzmienie płyty Bollaniego można określić jako gładkie, przejrzyste, bogate w niuanse i pogłosy, a przez to nierzadko liryczne i kontemplacyjne. To coś więcej niż tylko wyśrubowana dynamika i wzorcowa selektywność, to sztuka sama w sobie. ★ ★ ★ ★ ★