O muzyce:
Jakiś czas temu miałem przyjemność recenzować debiutancki album Natalii "Heart of Darkness", za który otrzymała najbardziej prestiżową na rynku niemieckim nagrodę ECHO Jazz 2016 w kategorii najlepszy młody artysta. To był późny debiut po trzydziestce, ale przez to niezwykle udany i dojrzały. W konkluzji tamtej recenzji napisałem, że czekam niecierpliwie na kolejne dokonania, bowiem druga płyta z reguły wiele rzeczy weryfikuje, utwierdza nasze wcześniejsze poglądy lub je całkowicie burzy. "De Profundis" jest naturalną kontynuacją debiutu, muzyką w jeszcze większym stopniu przepełnioną wolnością, niezależnością i wielokulturowością. Sukces debiutu stał się zapewne impulsem, że wybrany kierunek jest właściwy i trzeba go dalej zgłębiać i penetrować.
Natalia Mateo szuka własnej definicji jazzu, która jest wypadkową zarówno jej wrażliwości, możliwości, jakie daje współczesna scena jazzowa, znanych popowych tematów, które pretendują do miana standardów oraz głęboko zakorzenionej słowiańskości. Powstała muzyka wymagająca skupienia i uwagi. Zgodnie z tytułem powstały natchnione dźwięki "z głębokości", wobec których trudno pozostać obojętnym. Rozpoczyna się naszą melodią ludową "Bandoska", znaną z wykonania zarówno zespołu "Mazowsze", jak i Ani Jopek z płyty "Barefoot". To, co dzieje się w warstwie instrumentalnej i rytmicznej, trochę przypomina dokonania Björk flirtującej z folklorem. "Bandoska" naturalnie przechodzi w "Eternity", utwór oparty na powtarzającej się gitarowej frazie autorstwa Natalii, Dany Ahmeda (gitara) i Sebastiana Gille (saksofon).
Akustyczna "Ballada pielgrzyma" zaśpiewana po polsku z akompaniamentem gitary akustycznej zabrzmiała niczym pieśń trubadura w towarzystwie minstrela. Wielki przebój Whitney Houston "I Will Always Love You" (kompozycja Dolly Parton) ma inną rytmikę i harmonię, inne też punkty kulminacyjne. Podobnie rzecz ma się ze słynną "Kołysanką Rosemary" Krzysztofa Komedy z polskim tekstem Wojciecha Młynarskiego, która nabrała ze względu na grę pianisty onirycznego charakteru. Od autorskiego "Unsound" zaczyna się najbardziej improwizowana cześć albumu, ze świetnymi solówkami pianisty, gitarzysty ("Eksplozja paranoja") i saksofonisty ("Prayer"). Temat "Eksplozja paranoja" bez wątpienia nawiązuje, zarówno muzycznie, jak i tekstowo, do początkowej działalności Maanamu, do ówczesnej eksplozji punk-rocka i muzyki eksperymentalnej.
Trzeba uczciwie przyznać, że Natalia Mateo nie boi się wyzwań, czego dowodem może być sięgnięcie po "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena. To wersja na kontrabas, saksofon i głos, trochę w stylu Tymona Tymańskiego. Kończąca "Modlitwa" Bułata Okudżawy zaczyna się a capella, stopniowo dochodzą instrumenty, ale początkowa nostalgia towarzyszy nam do końca utworu. Tyle tylko, że ostatnią zwrotkę wokalistka śpiewa z towarzyszeniem fortepianu, tak jakby chciała nam powiedzieć, że ze snu na jawie wraca do rzeczywistości. Jej śpiew jest zarówno intensywny, jak i powściągliwy. Potrafi stworzyć niezwykłe poczucie intymności ze słuchaczem, trochę podobnie jak Melody Gardot. Przypomina na "De Profundis" nomada wędrującego między muzycznymi światami. I czuje się w każdym z tych światów znakomicie. ★ ★ ★ ★ ½;
O dźwięku:
W sferze dźwiękowej też mamy polskie akcenty. Materiał nagrano w RecPublica w Lubrzy, studiu, którego walory doceniła już polska czołówka muzyków, a teraz czas na resztę świata. Tym bardziej, że nadaje się ze względu na akustykę do audiofilskich realizacji. Płytę nagrał Łukasz Olejarczyk (Bałdych & Herman, Mela Koteluk, Piotr Wojtasik, Mikromusic), a zmiksował i zmasterował Klaus Scheuermann.
Zaskakuje dobra dynamika, tak ważna przy tego typu muzyce. Gdy trzeba, jest spokój i cisza, natomiast iskry lecą z kolumn przy ostrych dźwiękach gitar i gry forte. Liderka posiada znakomicie rozumiejący się zespół, któremu pozostawiła dużo swobody. Ten odwdzięcza się przede wszystkim wzbogacaniem ogólnego brzmienia. Saksofonista Sebastian Gille gra chwilami niczym trębacz na trąbce z tłumikiem, niewielu jest dęciaków grających w ten sposób. Pianista Simon Grote swoim perlistym dźwiękiem nawiązuje do najlepszych tradycji skandynawskiego jazzu. Bardzo elastyczna gra zarówno na gitarze akustycznej, jak i elektrycznej Dany'ego Grote ma niebagatelne przełożenie na ogólne brzmienie. Sekcja rytmiczna jest ze względu na rodzaj muzyki subtelna niczym japońska kaligrafia. Wokal bez przerysowań i niepotrzebnego pogłosu brzmi naturalnie, z odpowiednią głębią. ★ ★ ★ ★ ½;