s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

muzyka

Michael McDonald - Wide Open

recenzja |
niezdefiniowano - Michael McDonald - Wide Open

Niewielu jest wykonawców, na których płyty czekam z taką niecierpliwością...

O muzyce:

Dostęp do muzyki poprzez internet sprawił, że wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Ma to swoje dobre, jak i złe strony. Chcemy "pochłaniać" muzykę w jak największej ilości i zwyczajne brakuje nam czasu na wielokrotne przesłuchania, analizę, zrozumienie tekstów czy rozwiązań harmonicznych. Nie pamiętamy już tak dobrze nowych płyt, jak tych z czasów młodości, które otwieraliśmy z drżeniem rąk i do dziś znamy każdy utwór, dźwięk i akord na nich zawarty. Te czasy raczej bezpowrotnie minęły, ale moda na płyty winylowe sprawiła, że pojawiło się jednak światełko w tunelu. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiło na mnie pierwsze przesłuchanie albumu The Doobie Brothers "Minute By Minute" z wielkim przebojem "What A Fool Believes". Poczułem się jak rażony piorunem – witalność, żywiołowość, połączenie rockowej estetyki z soulowym groovem była dla mnie zupełnie czymś nowym i fascynującym. Od tamtego pamiętnego dnia interesuję się zarówno dokonaniami The Doobie Brothers, jak i w jeszcze większym stopniu Michaela McDonalda, który na początku lat 80. rozpoczął solową karierę.

Jego pierwsza płyta "If That's What It Takes" z takimi przebojami, jak "I Keep Forgettin'" i "I Gotta Try" należy do kanonu "blue-eyed soul", czyli muzyki soul granej przez białych. Kolejne płyty tylko potwierdzały niewątpliwy talent kompozytorski i wokalny McDonalda, ale spektakularnych sukcesów nie odniosły. Owszem, pojawiały się przeboje singlowe, w tym zjawiskowy duet "On My Own" z Patti LaBelle, "Yah Mo B There" z Jamesem Ingramem czy "Sweet Freedom" z filmu "Running Scared". Masowej publiczności McDonald przypomniał o sobie w 2003 roku, kiedy sięgnął po żelazny repertuar wytworni Motown i tak tytułując płytę, która tylko w USA pokryła się platyną. Nie zabrakło na niej takich hitów, jak "I Heard It Through The Grapevine", "Ain't Nothing Like the Real Thing", "Ain't No Mountain High Enough" czy "How Sweet It Is (To Be Loved by You)". Idąc za ciosem, rok później ukazuje się "Motown Two", na którym znajdziemy np. "Stop, Look, Listen (To Your Heart)" w duecie z Toni Braxton, "Baby I Need Your Lovin'", "What's Going On" i "Tracks of My Tears". Kiedy wydawało się, że "świat" zapomniał o muzyce Michaela McDonalda, nagle w tym roku jego głos pojawia się na płycie Thundercata (temat "Show You The Way" wykonany wspólnie z Kennym Logginsem), a Solange zaprasza go do wspólnego zaśpiewania "What A Fool Believes". Dobrze, że wokalista wykorzystał to zainteresowanie i postanowił po 17 latach zaprezentować premierowy materiał (od wydania "Blue Obsession").

W tzw. międzyczasie oczywiście nie próżnował, pojawiał się na płytach innych wykonawców, dużo też koncertował, np. z Toto, Grizzly Bear i z genialnym trio, czyli Donaldem Fagenem i Bozem Scaggsem (polecam koncert na płycie Blu-ray "The Dukes Of September" z 2014 roku). Piosenki na "Wide Open" powstawały przez ostatnich kilkanaście lat i pokazują fantastyczny warsztat kompozytorski oraz umiejętność pisania wyrafinowanych, niebanalnych tekstów. Jest bowiem, jak sam mówi, powolnym kompozytorem, który pisze jedną piosenkę latami, o ile ją w ogóle skończy. Otwierający "Hail Marry" z tym bardzo emocjonalnym śpiewem Michaela od razu wprowadza nas w odpowiedni klimat i nastrój, który potęgują organy Larry'ego Goldingsa, delikatna gitara Drew Ramseya i hipnotyczna perkusja Shannona Forresta (aktualnie Toto), a w tle subtelny głos Amy Holland (żona McDonalda) oraz liryczne solo saksofonu Marka Douthita. Takich magicznych momentów na płycie jest jeszcze kilka, choćby w "Dark Side", "Ain't No Good" czy rasowym bluesie "Just Strong Enough" z gitarowymi popisami Robbena Forda i Warrena Haynesa (Allman Brothers Band, Gov't Mule). Michael McDonald wciąga nas swoją muzyką zarówno do świata r'n'b ("Find It In Your Heart"), country ("Half Truth", "Honest Emotion"), afrykańskich rytmów ("Too Short"), rocka ("Free A Man", "If You Wanted To Hurt Me"), jak i popu à la Sting ("Blessing In Disguise"), zresztą z Branfordem Marsalisem na saksofonie sopranowym i Steve'em Porcaro na keybordach.

Michael McDonald nagrał świetną płytę, która jednak nie podbije list przebojów, bo nie ma tu ewidentnych hitów pisanych pod rozgłośnie radiowe. Nie ma zbyt wielu radosnych fraz, które można nucić, jadąc do pracy. Nie ma wreszcie wystarczającej ilości bitów na minutę, które decydują obecnie o atrakcyjności utworu. Jest za to 12 niebanalnych kompozycji zawierających (o zgrozo!) więcej niż trzy akordy, napisanych z potrzeby serca dla ludzi o wrażliwości trochę większej niż przejeżdżający walec drogowy. Ten z jednej strony szorstki, ale z drugiej ciepły i głęboki tenor McDonalda w otoczeniu choćby Rhodesów Larry'ego Goldingsa dodaje mi otuchy i wiary, że prawdziwa muzyka zawsze się obroni. Niezależnie czy sięgniemy po nią dziś, czy za dekadę. Niezależnie czy kupi ją gromadka zagorzałych fanów, czy miliony ludzi na całym świecie. Wreszcie niezależnie od wszystkiego sięgam po tę płytę bardzo często, jak kiedyś, aby poznać jej każdy utwór, dźwięk i akord. Płytę, nie boję się tego napisać, jednego z najlepszych śpiewaków naszych czasów. ★ ★ ★ ★ ★

O dźwięku:

Większość utworów powstawała w domowym studiu Michaela w Nashville, gdzie demówki nagrywał z perkusistą Shannonem Forrestem. Najciekawsze jest to, że większość utworów pisał nie dla siebie, a z myślą, aby oddać je muzykom country pokroju Bonnie Raitt. Na szczęście Forrest przekonał go, że to jest dobry materiał na solowy album. Brzmieniowo mamy wszystko to, co uczyniło Michaela McDonalda popularnym w latach 70. i 80. Bujające i wszechobecne klawisze, które umarlaka przywrócą do życia, a na drugim biegunie ballady przesiąknięte soulem i bluesem. Głos nic nie stracił na atrakcyjności, jest mocny i głęboki, mogący emocjami wprawić większość dużo młodszych wokalistów w kompleksy. W porównaniu z poprzednimi solowymi płytami McDonalda jest trochę więcej "wycieczek" w stronę folku, ale to zdaje się przypadłość związana z wiekiem, podobnie jak na ostatniej solowej płycie Dona Henleya "Cass County". O ile w balladach scena jest w miarę analityczna, o tyle w żywszych tematach tej analityczności trochę brakuje. "Wide Open" dostępny również na winylu. ★ ★ ★ ★

Wykonawca
Magnus Lindgren
Album
Stockholm Underground
Wytwórnia
ACT Music
Format
CD
album