O muzyce:
"Kind Of Blue" Milesa Davisa z 1959 roku w składzie z Evansem, Adderleyem, Coltrane'em, Chambersem i Cobbem należy do kamieni milowych powojennego jazzu. Zastosowanie w podkładzie improwizacji skal zamiast progresji akordów nadało tej muzyce zupełnie nowy, medytacyjny i przestrzenny charakter. Od tego czasu co jakiś czas pojawiają się projekty nawiązujące do tej słynnej płyty Davisa. Jednym z nich jest płyta perkusisty Wolfganga Haffnera, postaci nietuzinkowej na mapie europejskiego i światowego jazzu. To jednocześnie naturalna kontynuacja albumu "Kind Of Cool" sprzed dwóch lat, swoistego hołdu dla gwiazd cool jazzu. Płyta okazała się sukcesem artystycznym i komercyjnym (w Niemczech doczekała się statusu złotej płyty). Wydaje się, że podobnie będzie w przypadku "Kind Of Spain", gdzie tradycyjna muzyka hiszpańska spotyka się z jazzem.
Wolfgang Haffner po raz kolejny pokazuje, że w muzyce granice nie obowiązują. Z poprzedniego sekstetu, grającego na "Kind Of Cool", zostawił genialnych Szwedów, czyli pianistę Jana Lundgrena i równie znanego kontrabasistę Larsa Danielssona. Zaangażował dodatkowo swoich rodaków w osobach gitarzysty Daniela Steltera, wibrafonisty Christophera Della i trębacza Sebastiana Studnitzky'ego. W jednym z wywiadów lider powiedział, że lubi wyraziste melodie i piękne harmonie. "Kind Of Spain" jest wcieleniem tych słów w czyn. Rzadko kiedy płyty wydawane przez wytwórnię Siggi Locha zawierają w pełni autorski materiał. Z reguły są to autorskie kompozycje, celowo wymieszane ze standardami jazzowymi, rockowymi czy popowymi, że nie wspomnę o tematach tradycyjnych. Podobnie jest i tym razem. Rytm flamenco, uzyskany z pomocą klaskania dłońmi w otwierającym "For Vince & Arif" sprawia, że natychmiast przenosimy się do skąpanej słońcem Andaluzji.
Witalne "Pasodoble" Larsa Danielssona (kompozycja z płyty z Leszkiem Możdżerem) z wciągającą solówką lidera sprawia, że zaczynamy pstrykać palcami i wystukiwać mimowolnie rytm jedną lub dwoma nóżkami. I kiedy spodziewamy się dalszej zabawy, czeka nas miła/niemiła niespodzianka. Muzyka hiszpańska, a w szczególności flamenco pokazuje nam swoje czasami smutne i pełne żalu, czasami nostalgiczne i tęskne oblicze. Tak jest w przypadku pięknego tematu wirtuoza gitary flamenco Vincente Amigo "Tres notas para decir te quiero", który dzięki wyeksponowaniu fortepianu Jana Lundgrena zabrzmiał niemal jak standard jazzowy. Tradycyjna pieśń andaluzyjska "El Vito" z XVI wieku zaczyna się od "matowej" trąbki Studnitzky'ego, następnie wkracza gitara flamenco, perkusja i pięknie rozedrgany wibrafon Christophera Della.
W finalnej części trąbka nabiera blasku, powraca witalność, radość wypiera smutek, co pokazuje wszystkie aspekty muzyki flamenco. "El Chaos" to jeden z najbardziej nieoczywistych i zakręconych utworów na płycie, transowy, pełen niepokoju i tajemnicy. Słynne "Concierto de Aranjuez" Joaquina Rodrigo otrzymujemy w stylu rzewnej i nostalgicznej pieśni z łkającą gitarą. W autorskim "Salinas" na tle monotonnej perkusji melodię przejmują kolejno kontrabas, fortepian i trąbka – niby nic, prościutkie, ale chwyta za serce. Oczywistym przy doborze repertuaru było sięgnięcie do twórczości Francisco Tarregi, w tym do "Capricho Arabe" i sentymentalnego "Wspomnienia z Alhambry", co ciekawe w wersji, w której melodię na zmianą przejmują fortepian i kontrabas.
Na koniec zostawiłem dwa tematy, które również kojarzymy z hiszpańskim, latynoskim klimatem. To standard Chicka Corei "Spain" (w oryginale z płyty "Light As A Feather" z 1973 roku) oraz temat z filmu "Children Of Sanchez" Chucka Mangione, gdzie żywiołowość oryginału zastąpił liryzm i gra na trąbce à la Chris Botti. Jest zauważalna na tej płycie pewna powściągliwość w grze muzyków. Zapewne mogli dać więcej "ognia" i namacalnej pasji, ale być może wtedy całość straciłaby niezaprzeczalny walor – piękny, naturalny i niemal chilloutowy klimat. Okazuje się, że można stworzyć niebanalne tło dla spraw, którymi żyjemy za dnia czy w nocy, a muzyka nas zbytnio nie absorbuje, choć nie pozostawia obojętnym. Czekam z niecierpliwością na kolejny "Kind Of..." i jestem przekonany, że wcześniej czy później się doczekam. ★ ★ ★ ★ ½
O dźwięku:
Uprzedzę najpierw ciekawość miłośników gry na perkusji. Nie ma tu popisów, szalonych solówek i perkusji na pierwszym planie. Wynika to z podejścia do muzyki lidera, który mówi: "Nie postrzegam siebie jako wyłącznie perkusisty, lecz jako muzyka uniwersalnego. Komponuję, organizuję, znajduję i wprowadzam do muzyki nowe dźwięki. To jest moja misja". Dlatego też tak dużą rolę na płycie odgrywa reszta zespołu. Niemal balsamiczny kontrabas Danielssona, znany choćby z płyt "Liberetto", charakterystyczne, ciemne brzmienie trąbki coraz popularniejszego Sebastiana Studnitzky'ego, perlista gitara flamenco Daniela Steltera i nadający kolorytu wibrafon Christophera Della. Jeśli ktoś szuka znakomicie nagranej akustycznej płyty z mistrzowskimi aranżacjami do testowania swojego sprzętu, to powinien koniecznie zapoznać się z "Kind Of Spain". Materiał nagrał Arne Schumann w Berlinie w słynnych Hanza Studios. ★ ★ ★ ★ ★