Markę Marshall kojarzy chyba każdy fan muzyki rockowej. Charakterystyczne logo, zdobiące przede wszystkim profesjonalny sprzęt nagłośnieniowy (wzmacniacze), ostatnio zagościło także na urządzeniach podbijających rynek konsumencki: słuchawkach, smartfonie oraz głośniku bezprzewodowym o dźwięcznej nazwie Kilburn. Ten ostatni sprawdzi się zarówno w warunkach domowych, jak i w plenerze.
Konstrukcja i konfiguracja
Klasyczny design, wierny dziedzictwu marki Marshall, z charakterystycznym logo i kratką w stylu retro, od razu kojarzy się z gitarowym piecykiem. Trzy głośniki (dwa wysokotonowce i woofer) są napędzane przez wzmacniacze klasy D o mocy 2x5W oraz 1x15W. Panel sterowania umieszczony na górnej ściance obejmuje pokrętło głośności, regulacji niskich i wysokich tonów, przyciski wyboru źródła i parowania, gniazdo 3,5 mm (w zestawie znajdziemy stosowny, "stylizowany", częściowo spiralny kabel), diody i hebelkowy włącznik/wyłącznik. Z tyłu umieszczono eliptyczny port bas-resleksu i klasyczne "ósemkowe" gniazdo zasilania. Od spodu można się dostać do wymiennego akumulatora, który po pełnym naładowaniu wytrzymuje ok. 20 godzin przy głośności ustawionej na połowę zakresu, co należy uznać za całkiem przyzwoity wynik. Gumowe nóżki, na których wspiera się głośnik, zapewniają dobry kontakt z podłożem, ograniczając wibracje i zapobiegając przypadkowemu przesunięciu całej konstrukcji. Całości dopełnia skórzany pasek, który ułatwia przenoszenie ważącego 3kg głośnika.
Podczas testu korzystałem z iPada oraz komputera z 64-bitowym Windowsem 10 Pro. Po włączeniu głośnika i naciśnięciu guzika Pair na panelu sterowania nadajnik wyszukuje dostępne urządzenia Bluetooth, po czym łączy się z nim w parę – cała procedura trwa kilka chwil, a kolejne połączenia są nawiązywane niemal natychmiast.
Jakość brzmienia
Kilburn nie lubi grać cicho. Głośność ustawiona na połowę zakresu to absolutne minimum; podczas testu pokrętło Volume najczęściej zatrzymywało się w okolicach 8 (skala do 10). Nie jest to głośnik dla purystów brzydzących się pokręteł barwy dźwięku – bas trzeba ustawić co najmniej na 4, a soprany na 5 albo i 6. A repertuar? Najlepiej rock i blues, w końcu to Marshall. Joe Bonamassa, Jack White, Jeff Beck, Jimi Hendrix, Led Zeppelin, The Allman Brothers Band, AC/DC, Stonesi, Cream, Free – w takich klimatach Kilburn czuje się jak ryba w wodzie. Może też być hip-hop, ale już np. taka poezja śpiewana czy tzw. chillout to raczej nie jego bajka...
Jest w brzmieniu tego głośnika pewna zadziorność, a nawet swoista szorstkość czy wręcz chropawość, która sprawia, że gitara brzmi jakby szlachetniej niż na innych podobnych konstrukcjach. Świetnie pasuje do tego zdecydowany, wibrujący i jędrny bas – rzecz rzadko spotykana wśród bezprzewodowych "samograjów". Całościowo dźwięk jest nieco ciemnawy, ale soczysty i dobrze dociążony, co zapewnia odpowiednią dawkę energii i tzw. wykop. Nie twierdzę, że z Kilburnem (jak kiedyś z gitarą) można wyrywać panienki, ale z rozkręceniem niewielkiej imprezy – odpowiednio dzikiej, bezczelnej i głośnej – nie powinno być problemu.
Podsumowanie
Zabierzcie go na majówkę, do campera, pod namiot albo na żagle i... strzeżcie się sąsiadów.