Nowa seria słuchawek JBL-a o nazwie CLUB, inspirowana twórczością profesjonalnych muzyków i DJ-ów, to – przynajmniej w bieżącej chwili – trzy modele: 700 BT, 950 NC oraz ONE. Łączy je podobny design i tryb bezprzewodowy, różni funkcjonalność i cena. Co oferuje najdroższy z tej trójki CLUB ONE?
Wygląd i funkcjonalność
CLUB ONE to bodaj najładniejsze, najlepiej wykończone słuchawki, jakie JBL ma w tej chwili w ofercie. Zarówno materiały, w tym przetworniki z grafenu, jak i niemała waga tego modelu świadczą o tym, że mamy do czynienia z wyjątkowo solidną konstrukcją, co tylko zaostrza apetyt na jej brzmienie.
Jak na słuchawki klubowe, design CLUB ONE jest bardzo uniwersalny, a nawet dyskretny – logo producenta i nazwa modelu nie rzucają się w oczy, delikatnie połyskując czernią na tle matowej... czerni. No właśnie, dominuje klasyczna czerń, a jedynym elementem ozdobnym jest srebrny "pierścień" o ciekawym kształcie wokół muszli. Ta część słuchawek wygląda, jakby wykonano ją z metalu. Z pewnością z materiału tego są zrobione widelce, rdzeń pałąka i zawiasy, które pracują zdecydowanie i miękko, co jest bardzo przyjemne. Pałąk i nausznice wykonano z pianki i starannie obszyto (pady częściowo) miłą w dotyku syntetyczną skórą. Skrupulatność widać także w elementach sterowania: rozmieszczenie przycisków w prawej i lewej muszli dokładnie przemyślano, choć moim zdaniem można je było lepiej zróżnicować, nadając im niejednakową wielkość i kształt.
W lewej muszli umieszczono główny włącznik, przycisk parowania, Smart Ambient włączający/wyłączający funkcję ANC/Ambient Aware/TalkThru, jak również LED-owe wskaźniki (Power On, BT Connecting/BT Connected, ANC On), gniazdo microjack 2,5mm, mikrofony oraz panel dotykowy do obsługi asystenta (Google Assistant/Amazon Alexa – zob. dalej). W prawej z kolei znalazł się trzysegmentowy przycisk multifunkcyjny/regulacja głośności (+ i –), drugie gniazdo microjack 2,5mm (obu można używać naprzemiennie), gniazdo USB-C i LED-owy wskaźnik (na)ładowania akumulatora.
Pojemność baterii robi wrażenie – 730mAh wystarczy na 45 godzin działania z włączoną funkcją Bluetooth, 23 godziny działania w trybie BT z włączoną funkcją ANC oraz 25 godzin korzystania z funkcji ANC podczas połączenia przewodowego. W dwie godziny CLUB ONE naładujemy "pod korek", a zaledwie 15-minutowe spotkanie z gniazdkiem zapewni słuchawkom energię na dwie godziny słuchania (funkcja szybkiego ładowania).
Do niektórych licznie zaimplementowanych w tym modelu funkcji można się dobrać tylko za pośrednictwem aplikacji My JBL Headphones, która rozpoznaje model sparowanych ze smartfonem "nauszników". W ten sposób, tzn. przez apkę, w ramach funkcji STAGE+ możemy zastosować jeden z gotowych presetów zmieniających brzmienie (przygotowali je znani DJ-e), albo samodzielnie ustawić krzywą korekcji. Ponadto włączymy funkcję Auto-off, ustawimy domyślnego asystenta (którego następnie będziemy wywoływać stuknięciem w lewy nausznik, by np. wysłać wiadomość tekstową albo sprawdzić pogodę), sprawdzimy stan naładowania akumulatora i wersję firmware'u, przełączymy się między Ambient Aware (wzmacnia dźwięki otoczenia) oraz TalkThru (obniża poziom głośności muzyki, wzmacniając głosy wokoło) i włączymy redukcję szumów otoczenia (ANC). Z tą ostatnią wiąże się funkcja SilentNow umożliwiająca utrzymanie adaptacyjnego tłumienia zakłóceń (True Adaptive Noise Cancelling) bez aktywacji Bluetooth. Owo adaptacyjne tłumienie ma, jak przekonuje producent, reagować w czasie rzeczywistym na otoczenie i jego zmiany, kompensując utraty dźwięku spowodowane np. włosami, okularami czy ruchami głowy. CLUB ONE korzystają także z technologii Dual-Mic, która wycisza dźwięki otoczenia podczas rozmowy telefonicznej, dzięki czemu można dzwonić niemal z każdego miejsca. Słowem – na brak funkcji nie można tu narzekać.
A na wyposażenie? Skądże. W pudełku znajdziemy dokładnie to, czego można oczekiwać po tak solidnych słuchawkach, jak CLUB ONE: twardy futerał zapinany na zamek, wygodny, nieco ponad 1-metrowej długości kabel ładujący USB-A→USB-C, dwa przewody audio (mobilny, w oplocie tekstylnym i z pilotem, oraz spiralny), przejściówkę na dużego jacka oraz adapter samolotowy.
Jakość brzmienia
Pierwsze wrażenia z odsłuchu nie wzbudziły mojego entuzjazmu. Zacząłem od trybu aktywnego, bezprzewodowego, którego brzmienie dość wyraźnie odbiega od wzorca neutralności. Do tego, co usłyszałem, nazwa słuchawek pasuje bardzo dobrze, aczkolwiek pod jednym warunkiem – skorzystania z korektora. Wyłączenie ulepszaczy (Stage+/Custom EQ) odsłania specyficzny balans tonalny, przede wszystkim niedostatek basu, co przekłada się na dźwięk ogólnie nieco zbyt krzykliwy, a w konsekwencji męczący. EQ jest więc niezbędny, choć, jeśli mam być szczery, to ani gotowe ustawienia przygotowane przez DJ-ów (z dostępnych najbardziej do gustu przypadł mi ten firmowany przez Armina van Buurena), ani niezbyt precyzyjne (niewielki zakres regulacji) ustawienia własne nie pomogły na tyle, by brzmienie CLUB ONE zachęciło mnie do dłuższych odsłuchów.
Rozczarowany takim stanem rzeczy, postanowiłem sprawdzić, jak "jedynki" radzą sobie w trybie przewodowym, pasywnym. Po podłączeniu krótszego z kabli (do smartfona Galaxy S7) brzmienie zmieniło się tak dalece, że trudno mi było uwierzyć, iż słucham tych samych słuchawek. Dla mnie tryb pasywny (jest to w 100% tryb pasywny, tzn. słuchawek nie trzeba włączać) jest podstawowy, a BT z wszystkimi bajerami na pokładzie traktuję bardziej jako ciekawostkę. Dlatego też dalszy opis dotyczy brzmienia "po kablu" z wyłączoną funkcją ANC.
Swobodne, krótkie impulsy idealnie odmierzały rytm – to było granie z impetem, bardzo intensywne i wyraziste.
Niskie tony w ogóle nie przypominają basu z trybu aktywnego. Są mocne, masywne, nawet zwaliste, a jednocześnie naprawdę dobrze kontrolowane, prężne i szybkie – to nieczęsto spotykane połączenie w słuchawkach za niespełna 1,5tys. złotych. Wsparciem dla tak prezentowanych niskich składowych jest dynamika. Opiera się ona na wyraźnym, czytelnym kontraście. Przekonująco prezentowane są zarówno delikatne partie, jak i duże skoki głośności. Świetnie wypadły nagrania z silnie wyeksponowanymi partiami basu i perkusji, jak "Luminol" Stevena Wilsona (FLAC 24/96). Swobodne, krótkie impulsy znakomicie odmierzały rytm – to było granie z impetem, bardzo intensywne i wyraziste.
Mocną stroną CLUB ONE jest także analityczność. Poziom szczegółów, akustycznych detali docierających do uszu jest nieprzeciętny. To zaleta, ale także potencjalny problem dla kogoś, kto preferuje spokojniejsze, ciepłe, miękkie i łagodne brzmienie. Ci jednak, którzy lubią takie mocne, konkretne brzmienie, będą zachwyceni – mocno zagęszczone faktury nagrań są przez słuchawki JBL-a rozsupływane z łatwością, a różnice akustyki czy tzw. klimatu bardzo wyraźne.
Na wyróżnienie zasługuje także przestrzenność. Jest ona pochodną wyeksponowania detali, nieprzeciętnego doświetlenia góry pasma, a skutkuje przezroczystością akustyczną sceny, długimi wybrzmieniami i pogłosami, co z kolei daje przekaz bardzo namacalny i ekspresywny. Połączenie tych wszystkich elementów: dynamiki, analityczności i przestrzenności w przypadku dobrze zrealizowanych nagrań robi niesamowite wrażenie i z nawiązką spełnia pokładane w CLUB ONE nadzieje.
Podsumowanie
JBL Club One jako słuchawki Bluetooth sprawdzają się całkiem nieźle, ale to tryb pasywny ujawnia ich prawdziwy potencjał. Słuchanie ich w sposób tradycyjny, przez kabel, jest bardzo ekscytujące.