Na dobrą sprawę wprowadzenie do oferty Sennheisera nowych słuchawek z serii HD 5xx nie powinno wywoływać nadmiaru emocji, a jednak anons dotyczący modelu HD 560S, którego oznaczenie nieodparcie kojarzy się ze znakomitymi HD 660S, przyjąłem z lekkim dreszczykiem emocji. Czy to możliwe, żeby niemiecki producent zaproponował równie wciągające brzmienie w tańszym "opakowaniu"?
Budowa
Nawiązanie do wyglądu innych "pięćsetek", czy to HD 598, czy HD 599, jest oczywiste. Praktycznie całą konstrukcję wykonano z tworzywa sztucznego, łącznie z najbardziej wrażliwymi elementami, jakimi są pałąk i regulacja oparta na wysuwanych ramionach. Wyjątkiem są siateczki zewnętrzne z miejscową wypukłością i umieszczonym na niej emblematem-logo. Konstrukcja jest otwarta, a muszle na tyle duże, że uszy mogą poczuć się całkiem swobodnie. Poduszki pokryto miękkim welurem o delikatnie zielonkawym odcieniu, innym niż ten na wewnętrznej stronie pałąka – to dość zaskakująca i trudna do wytłumaczenia niekonsekwencja.
Na szczęście po jakimś czasie będzie je można wymienić na nowe (już sama możliwość wymiany padów zachęci zapewne niektórych do modyfikacji nie tyle nawet wyglądu, ile brzmienia HD 560S), choć ich odpinanie nie należy do przyjemnych, bo wymaga użycia siły, co z kolei wywołuje nieprzyjemne trzeszczenie i obawy o wytrzymałość konstrukcji. Trzymetrowej długości niesymetryczny przewód sygnałowy podłącza się do lewej muszli, a służy do tego złącze o średnicy 2,5mm z mechanizmem zatrzaskowym.
Wszystko to wygląda w miarę dobrze, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że HD 560S są jednak trochę zbyt plastikowe, sztywne i podatne na uszkodzenia. Oczywiście dopiero czas pokaże, na ile te spostrzeżenia są trafne i czy przypadkiem to producent nie miał racji. Jestem jednak przekonany, że większość osób się ze mną zgodzi: słuchawki za prawie 900zł powinny wzbudzać nieco większe zaufanie, jeśli chodzi o jakość użytych materiałów.
Jeśli chodzi o drivery, to Sennheiser już tradycyjnie operuje ogólnikami. Membrany nowych przetworników wykonano z mieszanki polimerów, co pozwoliło uzyskać ich liniową pracę. Ponadto ustawienie tychże przetworników nie jest przypadkowe. W materiałach udostępnionych przez producenta pojawia się skrót E.A.R. (Ergonomic Acoustic Refinement). Chodzi o technologię związaną z propagacją fal dźwiękowych, odwzorowującą optymalną, trójkątną pozycję odsłuchu. Dzięki niej brzmienie HD 560S ma przypominać to, co znamy z głośników hi-fi (i studiów nagraniowych).
A co z wygodą użytkowania? Nie jest pod tym względem źle, choć jak na Sennheisera to raczej minimum, jakiego można by oczekiwać. Bez wątpienia największą zaletą zastosowanych materiałów jest waga całej konstrukcji – te 240 gramów faktycznie nosi się na głowie komfortowo. Gorzej z naciskiem, który jest jednak zbyt duży. Pady trochę grzeją, ale nie na tyle, by wywołać efekt pocenia się uszu. Słowem, komfort noszenia HD 560S przewyższa nieco oczekiwania, jakie narzuca ich plastikowy wygląd.
Jakość brzmienia
Magia HD 660S unosiła się w powietrzu, ale tylko przez moment – o ile wewnętrzny spokój, skupienie i jednolitość brzmienia mogą wydawać się podobne, o tyle pozostałe aspekty brzmienia nowych "pięćsetek" to już inna historia. Sam producent opisuje je jako "oferujące liniowe analityczne brzmienie z doskonałym odwzorowaniem niskich częstotliwości". Podpisałbym się zwłaszcza pod określeniem "analityczne", choć warto być cierpliwym, bo z czasem brzmienie HD 560S łagodnieje. Ale nawet po "wygrzaniu" nie będzie można narzekać na ilość szczegółów.
To wynik specyficznego strojenia wysokich częstotliwości z górką w okolicach 5–6kHz. Ich jakość jest zadowalająca, aczkolwiek nie raz i nie dwa łapałem się na tym, że poświęciłbym część ilości wysokich tonów na rzecz nieco lepszego odwzorowania barw i większego realizmu sopranów, bo czasami brakowało mi np. wyraźnej informacji na temat wagi niektórych dźwięków, zwłaszcza perkusyjnych "blaszek". Podkreślenie wspomnianych częstotliwości skutkuje także dość wyraźnymi sybilantami, na czym traci nieco naturalność wokali.
Potrafią wpuścić na scenę powietrze i to w ilości pozwalającej oddychać muzyce pełną piersią.
Z kolei korzyści wynikające z takiej charakterystyki to bardzo ładna przestrzenność dźwięku, wrażenie ogólnej czystości, przejrzystości i bezpośredniości. Ostatnie z tych określeń nabiera tu jak gdyby dodatkowego sensu, co widać, a raczej słychać w średnicy – podanej blisko i namacalnie. Jeśli podzielimy słuchawki na grające w sposób intymny, portretujący i na te z "odejściem", wyraźną perspektywą i trójwymiarową sceną, to HD 560S trzeba będzie umieścić... pośrodku. Potrafią one wpuścić na scenę powietrze i to w ilości pozwalającej oddychać muzyce pełną piersią.
Jeśli chodzi o bas, to owszem, brakuje trochę solidniejszego oparcia w tym zakresie. Subiektywnie jego masa i zejście są przeciętne, ponadto barwa niskich tonów mogłaby być bardziej soczysta. Ale są i dobre wiadomości. Rytm jest odmierzany sprawnie i punktualnie, a kontury dźwięków niskotonowych są wyraźne. Bardzo możliwe, że wyeksponowanie tego zakresu zaburzyłoby wspomnianą wcześniej jednolitość i kulturę brzmienia, których tym słuchawkom nie sposób odmówić.
Podsumowanie
Brzmieniowo HD 560S z pewnością nie rozczarowują, choć nie czarują tak bardzo, jak HD 660S. To ciekawa propozycja dla osób znudzonych przytłaczającym, zwalistym basem oferowanym przez wiele "nauszników" obecnych na rynku.