Sagi głośnikowej JBL-a ciąg dalszy: po modelach Bluetooth producent postanowił wprowadzić do swoich przenośnych "grajków" kolejną funkcjonalność, a mianowicie łączność Wi-Fi. Od teraz można więc śmiało korzystać ze streamingu za pośrednictwem sieci Wi-Fi i jednocześnie używać telefonu – dzwonić lub scrollować social media – mając pewność, że nic nie zakłóci odtwarzanej muzyki.
Budowa i funkcjonalność
Dodanie nowej funkcjonalności nie pociągnęło za sobą zmian w wyglądzie głośnika. Charge 5 Wi-Fi ma kształt wygiętego walca, posadowionego na ścianie bocznej, w którą wkomponowano gumową "stopę" utworzoną przez kilka równoległych skośnych pasków. Na górze umieszczono prosty panel sterowania: włącznik, przycisk parowania z diodą-wskaźnikiem połączenia Bluetooth oraz przyciski-ikony: serce (skrót do Ulubionych – zob. dalej), trójkąt (start/stop/skip), minus (ciszej) oraz plus (głośniej). Pionowy biały pasek LED pod logo JBL-a to wskaźnik naładowania baterii.
Z tyłu głośnika umieszczono dwa gniazda: USB-C pozwala naładować wewnętrzny akumulator (Li-ion polymer 52Wh), zaś zasłonięte gumową zaślepką USB-A oddać energię np. smartfonowi – stąd nazwa Charge. Sześciogodzinne ładowanie baterii od zera "pod korek" (5V/3A) pozwoli na korzystanie z głośnika przez mniej więcej 20 godzin. Można to robić w "środowisku wodnym": ochrona IP67 oznacza, że Charge 5 Wi-Fi jest nie tylko pyłoszczelny, ale też odporny na krótkotrwałe zanurzenie w wodzie (do 1m, nie dłużej niż pół godziny).
Pod tekstylną maskownicą znajdują się dwa głośniki aktywne: woofer o wymiarach 53x93mm oraz 20mm tweeter napędzane przez osobne wzmacniacze o mocy, odpowiednio, 30 i 10W. W podstawach walca umieszczono dwie membrany pasywne, które ozdobiono charakterystycznymi wykrzyknikami.
Wbudowana łączność Wi-Fi oznacza możliwość strumieniowania muzyki z wykorzystaniem m.in. AirPlay, Alexa Multiroom Music (potrzebny jest jednak osobny głośnik smart), Chromecasta oraz Spotify Connect.
Jak sterować głośnikiem na odległość? Oczywiście przez aplikację: JBL One pozwala na zarządzanie serwisami streamingowymi (jak TIDAL czy TuneIn), skorzystanie z korektora dźwięku oraz skonfigurowanie funkcji Moment, czyli dodanie skrótu do ulubionej stacji radiowej albo playlisty, a następnie uruchomienie jej przyciskiem w kształcie serca.
(...)"piątki" można słuchać na luzie i znajdować w tym przyjemność.
Na koniec kilka słów na temat ceny Charge'a. Nie przepadam za takimi porównaniami, ale jeśli do tych 12 portretów króla Władysława II Jagiełły dorzucicie pięć kolejnych, to będziecie mogli kupić PartyBoxa Encore o mocy 100W. Bez Wi-Fi i ładowarki, ale z wbudowanym pokazem świetlnym i funkcją karaoke (bezprzewodowy mikrofon w zestawie). Przede wszystkim zaś ze skalą brzmienia, o jakiej Charge 5 Wi-Fi nawet się nie śniło. Krótko mówiąc, przewiduję, że w tym wypadku księgowi JBL-a mogą nie wyjść zbyt dobrze na swoich kalkulacjach.
Jakość brzmienia
Na początku jakość dźwięku może być rozczarowująca. Świeżo wyjęty z pudełka, nowiuteńki głośnik zagra płasko, niemrawo, mało dynamicznie, bez szczegółów. Z czasem wrażenie nieprzejrzystości stanie się mniej oczywiste, choć wciąż może brakować bezpośredniości i dynamiki znanych z większych głośników (o kolumnach, choćby podstawkowych, nie wspominając). Jest oczywiste, że Charge 5 Wi-Fi przenosi tylko pewną część zakresu pasma akustycznego. Trudno też mówić o pełnym zrównoważeniu, ale chyba nie tego należy się spodziewać po głośniku, który można podnieść jedną ręką... Co nam zostaje? Pogodzić się z oczywistymi ograniczeniami, zaakceptować kompromis narzucony przez taką, a nie inną konstrukcję. I uzbroić się w cierpliwość.
Po pewnym czasie (przynajmniej kilkanaście godzin), po rozegraniu się głośnika i koniecznej adaptacji słuchu, "piątki" można słuchać na luzie i znajdować w tym przyjemność. Przekaz dźwiękowy nie będzie ani specjalnie szybki, ani "atakujący" czy dynamiczny. Niekoniecznie jest to wadą – po prostu stwierdzam, z jakim rodzajem brzmienia mamy w tym wypadku do czynienia. Lekkie ocieplenie, złagodzenie w wyższym zakresie i podbicie niskich tonów można uzyskać, korzystając z korektora (tylko dlaczego jest tak minimalistyczny?).
Przy odrobinie szczęścia i z odpowiednim repertuarem uda się uzyskać dźwięk niemęczący, w miarę pełny, obarczony znikomym poziomem szorstkości. Najlepiej na Charge 5 Wi-Fi słuchało mi się... radia (ze smartfona), korzystając z Chromecasta, ale nie pogardziłem również kultowym wykonaniem "Mesjasza" Haendla pod batutą Christophera Hogwooda (stream z TIDAL-a). Profanacja? Niekoniecznie. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że ktoś właśnie w taki sposób umila sobie pracę, np. w biurze.
Reasumując: Charge 5 Wi-Fi zagra bez sensacji i większego wyrafinowania, ale całkiem zgrabnie poukłada najważniejsze elementy prezentacji, przekonując, a czasami nawet wciągając słuchacza w odtwarzany materiał.
Podsumowanie
Charge 5 Wi-Fi nie ingeruje zbytnio w odtwarzany materiał, jego brzmienie nie ma ewidentnych niedoskonałości (jak na ten format). Momentami potrafi nawet sprawić, że słuchacz zapomina, z jak niewielkiego głośnika przenośnego korzysta. Mimo wszystko "piątka" broniłaby się przed konkurencją o wiele łatwiej, gdyby kosztowała o połowę mniej.