Stosunkowo niedawno miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu z naszym najbardziej rozpoznawalnym na świecie muzykiem jazzowym – Michałem Urbaniakiem – z okazji 40-lecia wydania płyty Milesa Davisa "Tutu", w której nagraniu nasz rodak uczestniczył. Był to niezapomniany wieczór pełen niesamowitych wspomnień Mistrza i wspaniałej muzyki. Nie przypuszczałem wówczas, że okazja do kolejnego spotkania nastąpi tak szybko. Okazało się jednak, że Michał Urbaniak nie zamierza spoczywać na laurach i mimo siódmego krzyżyka na karku wciąż zachowuje młodość ducha i czerpie radość z pracy twórczej, a do współpracy zaprasza młodych muzyków.
W lutym 2018 roku ukazała się jego najnowsza płyta, ale tym razem pod szyldem Urbanator. I to właśnie temu nowemu wydawnictwu poświęcone było spotkanie w Studio U22 z udziałem legendarnego muzyka. Poprowadził je znany dziennikarz radiowy Piotr Metz, a rozmawiał nie tylko z Michałem Urbaniakiem, ale także Markiem Pędziwiatrem – pianistą, wokalistą, raperem i producentem muzycznym – który miał duży udział w powstaniu tego projektu. Oczywiście rozmowy przeplatane były utworami z najnowszej płyty, muzycznie zaskakującej dla wielu melomanów twórczości Urbaniaka. I to dlatego Piotr Metz rozpoczął rozmowę takimi oto słowami: "Jazz i hip-hop spotkały się znacznie wcześniej, niż by nam się wydawało. Może nawet czekały na siebie, tylko o sobie nie wiedziały". Podejmując temat, Michał Urbaniak powiedział: "W latach 60. graliśmy jazz i już rapowaliśmy, tyle że bez słów, ale był ten sam timing, ten sam feeling, ten sam swing, ale trzeba było lat, żeby poeci dołączyli do tego. Ja w 1989 roku w Nowym Jorku usłyszałem nad ranem w radiu stację z New Jersey, gdzie szła muzyka Coltrane'a i była poezja, ale jeszcze nie było rytmu. Wówczas ja też poetę takiego do zespołu wziąłem i próbowałem pogodzić poezję z muzyką. Bardzo mi się to podobało, ale potem dołączył inny, który zaczął rymować z rytmem. No więc jak pojawił się rytm, to było pewne, że gramy do jednej bramki. Już wtedy stało się dla mnie oczywiste, że jazz i hip-hop to jedna rodzina. Miałem ochotę ciągnąć to dalej, ale problem polegał na tym, że w Stanach przylgnęła do mnie łatka "Polish fiddler" i jazz fusion, więc nie mogłem wyjść poza ten zaklęty krąg. Dopiero jak którejś nocy przyśniła mi się nazwa Urbanator, to poszło jak z płatka. Niestety trzy i pół roku mi to zajęło...".
"A nie wydaje Ci się – zapytał Piotr Metz – że tę historię jazzu i hip-hopu trzeba by napisać od nowa, bo wyszły nowe fakty i wcale nie wyglądało to tak, jak napisane jest w Wikipedii i w innych źródłach, że początek lat 80. na Brookynie i Bronksie... Można by teraz z tego zrobić zupełnie nową "jajecznicę". "To smażymy!" – zakrzyknął wesoło Urbaniak i rozpoczął swoją opowieść o początkach hip-hopu i mariażu z jazzem, podziale na jazz amerykański, europejski itd. A że wiedzę i doświadczenie ma olbrzymie, więc przeskakując lekko z tematu na temat, mówił dużo i ciekawie. Z oczywistych względów przytoczę tylko kilka fragmentów tej opowieści: "Zaczynając od gospel, poprzez blues, w ogóle cała historia rozwoju tej czarnej muzyki jest źródłem, z którego później narodził się hip-hop". "A powiedz mi – wtrącił Piotr Metz – skąd wzięła się taka niechęć środowiska jazzowego i fanów do otwarcia się na nowe nurty w muzyce? Do dziś są tacy, którzy twierdzą, że jazz skończył się w 1968–69 roku, bo do tego czasu Miles Davis grał jazz, a potem mu odbiło".
"To nie jest do końca tak, jak mówisz, aczkolwiek też w tamtych czasach miałem podobne myśli i nawet założyłem taki zespół – graliśmy na jednym akordzie, żeby sobie po prostu pograć. Ale jazz się wcale nie skończył, bo muszę zauważyć, że jazz w Europie i w Stanach to zupełnie coś innego. Na Starym Kontynencie było i chyba jest dalej bardzo dużo muzyki, która brzmi jak jazz, a wcale jazzem nie jest. Ja mówię o tym głośno i walczę, chociaż nie, nie ma z czym walczyć. Zresztą sytuacja w muzyce na dzień dzisiejszy jest taka, jak w polityce, czyli, że albo jest kryzys demokracji, albo jest taka wolność, że każdy robi, co chce i wszystko jest dozwolone. Nagle raper staje się jazzmanem, jazzman raperem, co za czasy? Kiedyś to my dobieraliśmy sobie raperów do współpracy, a teraz to raperzy dobierają sobie zespół jazzowy i występują z nim".
Po tym jak nasłuchaliśmy się opowieści o słynnych muzykach, z którymi grał Michał Urbaniak, o twórczości Milesa Davisa, którego nazywano "wodzu" i tak go też traktowano, prowadzący rozmowę przywołał temat najnowszej płyty Urbaniaka.
"Z tą płytą, jak zresztą z większością moich projektów, był pewien problem. Chodzi o to, że ja przez wiele lat zaczynałem wiele projektów i potem ich nie kończyłem, odkładając w nieskończoność. I tej płycie też to groziło, aczkolwiek znalazł się taki młody zdolny człowiek, który jest dzisiaj z nami – Marek Pędziwiatr – dzięki któremu udało się całą sprawę doprowadzić do szczęśliwego końca i nie trwało to latami. A musicie Państwo wiedzieć, że w tym czasie miałem rozpoczęte aż cztery różne projekty, więc była mała szansa, żeby z takiego bałaganu coś wyszło – chociaż bałagan to dosłowne tłumaczenie słowa jazz, a więc czegoś bliskiego memu sercu. Miałem już wówczas wymyślony tytuł nowej płyty, adekwatny do tego materiału, a mianowicie "Beats & Pieces, czyli urywki i fragmenty, bo wiedziałem, że będzie poszarpane. Ale wtedy szczęśliwie kolega się pojawił i powiedział, żebyśmy to trochę uporządkowali, i ruszyło z miejsca. Z tego początkowego bałaganu wydobyliśmy kilka ciekawych kawałków i kolejno zaczęliśmy nad nimi pracować. Drugim aspektem, mam nadzieję ciekawym, powstania tej nowej płyty było to, że pomyślałem sobie, iż przez wiele lat Urbaniak był wielokrotnie samplowany, więc dlaczego ja sam miałbym teraz nie zsamplować Urbaniaka? I poszliśmy tą drogą, ale kolega powiedział, że jeszcze sam coś dopisze i tak też zrobił".
Ostatnie pytanie Piotra Metza, zanim zaczęliśmy słuchać muzyki z tej najnowszej płyty, było takie: "Czy ja dobrze odbieram ten projekt jako bardzo otwarty, to znaczy z wielokropkiem na początku i na końcu?". "Słowo otwarty może mieć wiele znaczeń – powiedział Michał Urbaniak – ale tak, można to tak ująć. Było naprawdę swobodnie i dużo ludzi przewinęło się przez ten projekt, począwszy od młodych utalentowanych, zaczynających swoje kariery, poprzez "starych wyjadaczy" biorących udział niegdyś w projekcie Urbanator Days. Tak więc przeszłość spotkała się z teraźniejszością, a więc poniekąd z przyszłością. Warto podkreślić, że już po zrealizowaniu tej płyty powstały dwa nowe utwory, a więc jest szansa na kontynuację..."
Premierę płyty Urbanator Days "Beats & Pieces" miała miejsce 9 lutego 2018 r., a zapowiadana była w ten sposób: "Nadrzędną ideą płyty jest fuzja jazzu z hip-hopem, elektroniką i wieloma kierunkami muzyki rytmicznej zwanej NuJazz lub UrbJazz. Na płycie znajdują się kompozycje Michała Urbaniaka nagrane z udziałem młodych i uznanych producentów, raperów, wykonawców i muzyków nowej generacji. W zaskakujących aranżacjach świetnie brzmią np. wokale Marka Pędziwiatra i Andy'ego Ninvalla, trąbka Michaela Patchesa Stewarta czy skrzypce i sax Michała Urbaniaka oraz kreacje innych zaproszonych gości, m.in. O.S.T.R. czy GrubSona".
Na pewno warto tej płyty posłuchać!