Za sprawą muzyki jaką wykonuje Jazz Band Młynarski-Masecki przenosimy się do innej rzeczywistości. Do innego świata, którego już nie ma, gdyż został już nieomal całkowicie zapomniany. Nieomal, bo takie projekty muzyczne jak Jazz Band Młynarski-Masecki próbują przypomnieć nam, że przed laty w Polsce powstawała świetna muzyka.
Zarówno pierwsza płyta tego bandu "Noc w wielkim mieście" z 2017 roku, jak i najnowsza "Płyta z zadrą w sercu" to swoisty wehikuł czasu, który przenosi nas do okresu międzywojnia starej Warszawy z przełomu lat 30. i 40. ubiegłego wieku. Zespół na nowo wskrzesza wielkie hity tamtych czasów, ale robi to niezwykle pieczołowicie, z godnym pochwały wyczuciem i poszanowaniem tradycji. Nie są to stare piosenki w nowych aranżacjach lecz stare piosenki nagrane na nowo, ale w duchu i klimacie tamtych czasów, rozbudowane jedynie w partiach solowych.
Zespół Jazz Band Młynarski-Masecki powstał z inicjatywy Jana Emila Młynarskiego i Marcina Maseckiego. Ten pierwszy to kompozytor, wokalista, multiinstrumentalista – gra biegle na wielu instrumentach w tym na bandżo i perkusji (ukończył Drummers Collective w Nowym Jorku). Uczestniczył w wielu projektach muzycznych np. 15 minut Projekt, Młynarski Plays Młynarski, czy Warszawskie Combo Taneczne wykonujące stare warszawskie piosenki podwórkowe m.in. Stanisława Grzesiuka – uczestniczyliśmy w premierze płyty "Sto lat Panie Staśku" wydanej z okazji setnej rocznicy urodzin tego warszawskiego barda. Jan Młynarski gra na autentycznej bandżoli należącej kiedyś do Grzesiuka, a prywatnie jest synem zmarłego w 2017 roku Wojciecha Młynarskiego – wybitnego autora tekstów piosenek, piosenkarza, artysty kabaretowego, scenarzysty i reżysera.
Marcin Masecki to odnoszący duże sukcesy pianista jazzowy, który nie stroni także od muzyki poważnej. Ukończył prestiżową Berklee College of Music w Bostonie.
Z tymi dwoma muzykami spotkaliśmy się w Studio U22 w ramach "Piątków z nową muzyką" z inicjatywy ZPAV, a spotkanie poprowadził Piotr Metz.
Ja Młynarski tak mówił o tym projekcie – "Chcieliśmy symbolicznie zadedykować tę płytę jakiejś postaci i w ten sposób upamiętniliśmy Zygmunta Karasińskiego, którego trzy utwory znalazły się na tym krążku, a wszystkich piosenek jest dziesięć. Dziś jest to postać niemal zupełnie zapomniana, a w czasach przedwojennych, był jednym z najważniejszych graczy, że tak powiem, na planszy rozrywki. Był również aktywny po wojnie, choć już nie aż tak bardzo, do roku 1968, kiedy to musiał opuścić Polskę i nigdy już tu nie wrócił. Zmarł bowiem w samotności i zapomnieniu w Kopenhadze w domu opieki w 1973 roku. Mamy poczucie, że w tej postaci od jego wielkości aż po śmierć na obczyźnie skupia się jak w soczewce tyle aspektów tragicznej historii Polski XX wieku.
Przypomnę, że naszą poprzednią płytę zadedykowaliśmy Adamowi Astonowi – jednemu z najpopularniejszych artystów dwudziestolecia międzywojennego w Polsce".
Zapytany przez Piotra Metza, czy zaraz po nagraniu albumu "Noc w wielkim mieście" był plan, aby powstała kontynuacja, powiedział – "Dla nas jest to po prostu frajda, pasja, a poza tym nie jest to jedyna rzecz jaką robimy. Fajnie jest spotykać się i grać tę muzykę na żywo, bo to zarówno nam jak i publiczności sprawia najwięcej radości, a o to przede wszystkim chodzi w muzykowaniu. My nie kalkulowaliśmy i nie myśleliśmy o tym żeby iść za ciosem i jeśli pierwsza płyta odniosła sukces, to od razu przystępujemy do pracy nad kolejną, żeby ten sukces zdyskontować. Nie jesteśmy artystami tego typu, nie wychodzimy naprzeciw zapotrzebowaniu rynku. Nagrywając kolejną płytę nie myślimy o tym, bardziej nasze myśli skupiają się żeby zrobić to możliwie najlepiej, tak jak byśmy tego chcieli".
Dla nas jest to po prostu frajda, pasja, a poza tym nie jest to jedyna rzecz jaką robimy.
Z kolei Marcin Masecki zdradził kulisy realizacji tej płyty od strony technicznej, a rzecz to bardzo ciekawa i w zasadzie niespotykana – "Mieszkając przez jakiś czas w Berlinie miałem zlecenie aby nagrać kilka utworów do zupełnie innego projektu muzycznego, a że dysponowałem dość dużym budżetem, więc wybrałem dobre studio, a podczas przerwy w nagraniach, chodząc po korytarzach owego studia, zauważyłem na ścianach fotografie wszystkich wielkich, sławnych postaci głównie ze świata muzyki klasycznej XX wieku.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jest to studio z wielkimi tradycjami. Dowiedziałem się, że jego założyciel Emil Berliner jest wynalazcą gramofonu i założył pierwszą na świecie firmę fonograficzną o nazwie The Berliner Gramophone Company (obecnie Deutsche Grammophon). A gdy opowiedziałem, że przygotowuję projekt muzyczny odwołujący się do muzyki z lat 20. i 30. ubiegłego wieku to okazało się, że przy tym studio funkcjonuje swoiste muzeum Berlinera, gdzie zgromadzone są m.in. zabytkowe mikrofony z minionej epoki. Zacząłem drążyć temat i ostatecznie udało się wypożyczyć taki mikrofon zrobiony jeszcze przez legendarnego Neumanna, zanim ten założył swoją firmę.
To mikrofon węglowy, których już się nie używa, a wymaga on od realizatora zupełnie innego podejścia do nagrywania. Odkurzyliśmy ten mikrofon, a gdy Jan przyjechał z Warszawy zrobiliśmy sesję próbną i po prostu zakochaliśmy się w nim. Wypożyczyliśmy go, jak i jeszcze kilka starszych mikrofonów na sesję nagraniową w Warszawie, czym wywołaliśmy spore zamieszanie tak wśród orkiestry, jak i obsługi studia. Praca na tym zabytkowym sprzęcie wymagała od wszystkich sporego wysiłku i zmiany nawyków, ale ostatecznie wszystko się udało zrealizować, a my jesteśmy bardzo zadowoleni z ostatecznego efektu. Dodam jeszcze, że płytę nagraliśmy w mono, co przyjęte było z niedowierzaniem, że tak właśnie chcemy zrobić".
Płyta "Z zadrą w sercu" Jazz Band Młynarski-Masecki ukazała się 11 października 2019 nakładem wydawnictwa Agora.
Foto: Marcin Jaśkaczek