Głośniki Bluetooth to, obok słuchawek, ta część rynku audio, która w ostatnim czasie przeżywa prawdziwy rozkwit. Oferta tych urządzeń jest systematycznie poszerzana, w związku z czym obok zupełnie nowych konstrukcji pojawiają się "rewizje" już znanych i cieszących się popularnością modeli.
Przypomina to trochę sytuację ze smartfonami, których nowe, ulepszone wersje kuszą co rok odświeżonym wyglądem i niedostępnymi wcześniej technologiami. Flip od JBL-a jest tego świetnym przykładem. Głośnik, który debiutował kilka lat temu, dał de facto początek serii wciąż udoskonalanych urządzeń. Najnowsze jego wcielenie, oznaczone numerem czwartym, także przynosi kilka usprawnień. Jak zwykle jednak najważniejsze pytanie dotyczy jego brzmienia, sprawdzamy zatem, "jak to gra".
Budowa
Flip 4, podobnie jak wiele innych bezprzewodowych głośników JBL-a, ma smukłą, poręczną obudowę w kształcie walca, co niewątpliwie zwiększa jego mobilność. Jak na konstrukcję wodoodporną przystało, wyposażono go w gumowaty w dotyku "szkielet", w którym umieszczono główną część panelu sterowania (włącznik i przycisk Connect+ łączący w "łańcuch" nawet do stu podobnych urządzeń), diody sygnalizujące poziom naładowania baterii, ukryte pod zaślepką dwa gniazda: 3,5mm minijack oraz micro-USB, a także otwór, przez który przewleczono sznurek na rękę. Pozostałe przyciski: parowania Bluetooth, regulacji głośności ("–" i "+") i wielofunkcyjny (odtwarzanie/pauza/odbieranie połączeń/włączanie asystenta głosowego itp.) umieszczono już bezpośrednio na maskownicy, która sprawia wrażenie niemal niezniszczalnej. Z zewnątrz widać tylko dwie membrany pasywne zabezpieczone nakładkami z przezroczystego tworzywa. Pozostałe przetworniki, elektronika, akumulator itp. są w zasadzie niedostępne. Można się jedynie domyślać, że środek nowego modelu wygląda podobnie jak w przypadku jego poprzednika, którego "teardown" warto sobie obejrzeć na YouTube.
Skoro już przywołałem "trójkę", to wypada zauważyć, że zmiany wprowadzone do nowej wersji JBL-owego grajka są raczej ostrożne. Flip 4 jest tylko nieznacznie większy, waży 65 gramów więcej, schodzi nieco niżej w dole pasma (70Hz vs 85Hz) i wykorzystuje nowszą wersję Bluetootha (4.2 zamiast 4.1). Co ciekawe, oba modele mają akumulator o identycznej pojemności 3000mAh, aczkolwiek "czwórce" pozwala on grać o jakieś dwie godziny dłużej. Wydłużenie czasu pracy i wprowadzenie w nowym głośniku wodoodporności klasy IPX7 (Flip 3 jest jedynie odporny na zachlapania; zob. też Warto wiedzieć), co pozwoli beztrosko korzystać z niego np. na basenie, to dwie najważniejsze zmiany. Odpowiedź na pytanie, czy posiadacze "trójki" powinni przesiąść się na "czwórkę", nie jest więc łatwa. Jeśli jednak ktoś zastanawia się nad wyborem pomiędzy tymi dwoma modelami, to warto skusić się na nowszą wersję.
Jakość brzmienia
Obiecałem sobie, że takie rzeczy nie będą już na mnie robiły wrażenia, ale po prostu nie wypada zacząć inaczej: Flip 4 ma niesamowitego "kopa". Biorąc pod uwagę jego wielkość, w zasadzie w żadnym zakresie nie zachowuje się konwencjonalnie. Czasami żałuję, że pisząc recenzje, nie mogę posłużyć się jednym dosadnym słowem, które ktoś kiedyś, być może w podobnej sytuacji, przerobił na eufemiczne "zajefajnie". Cóż, tak właśnie mniej więcej gra Flip 4.
Uwagę od samego początku zwraca spory zakres dynamiki. Dźwięk ma zaskakujący rozmach i swobodę
Uwagę od samego początku zwraca spory zakres dynamiki. Dźwięk ma zaskakujący rozmach i swobodę. Kompresja pojawia się dopiero przy naprawdę głośnym graniu i nawet obfite partie basowe są reprodukowane bez większych problemów. OK, niskiego basu tu nie ma, ale nie czuje się drastycznego wycięcia tych rejestrów, zaś ich wyższy podzakres radzi sobie – jak na tak skromne gabaryty całej konstrukcji – doskonale. Nieuniknioną w takim wypadku utratę zejścia niskich tonów w dużej mierze rekompensuje ich ekspresywność. Przekaz nie jest spowolniony, muzyka o przyspieszonym rytmie nie brzmi zbyt spokojnie, jest pełna werwy i życia. Szybkie nagrania rockowe ("Luminol" Stevena Wilsona) od razu nabierają właściwego tempa, nic nie załamuje ich struktury rytmicznej. Druga ważna rzecz (po dynamice) to charakter barwy – Flip 4 nigdy nie brzmi szaro czy nieciekawie. Nasycenie dźwięku jest więcej niż przyzwoite, co także ma związek z poczuciem ogólnej żywości brzmienia.
Podsumowanie
Może tych kilka ulepszeń wprowadzonych do "czwórki" wielkiej różnicy komuś nie robi, ale bez wątpienia dźwiękowo nowy Flip to niezła petarda. W plenerze powinien usatysfakcjonować nawet wybrednych melomanów.