JBL ma w swojej ofercie kilka głośników tzw. imprezowych. Wyróżniają się one dużymi rozmiarami i specjalnymi dodatkami, jak np. gniazda na mikrofon i gitarę oraz efekty świetlne. Wszystkie obsługują Bluetooth, większość ma wbudowane akumulatory. Jedną z nowości tego typu jest PartyBox On-The-Go – głośnik, który można zabrać do parku albo na plażę i imprezować do woli.
Wygląd i funkcjonalność
Jedną ręką nie da się go przenieść. Na szczęście są dwa wygodne uchwyty (głośnik można podnieść jak skrzynkę) i solidny pasek na ramię. A w pasku niespodzianka – klamra może służyć jako... otwieracz do butelek. Do tego 100 watów mocy i efektowne podświetlenie pulsujące w rytm muzyki – pomyślano o wszystkim, czego potrzeba, by rozkręcić imprezę. Także o tym, by podłączyć się do głośnika z gitarą, albo pośpiewać za pomocą bezprzewodowego mikrofonu. Głośnik, "piecyk" i reflektor w jednej obudowie odpornej na zachlapanie IPX4. Jak to przebić? I kto miałby tego dokonać? JBL z pewnością się tym nie martwi.
Z wyglądu PartyBox On-The-Go może się trochę kojarzyć ze scenicznymi odsłuchami. W większości plastikowa obudowa ma kształt prostopadłościanu o zaokrąglonych krawędziach. Głośniki – 133mm woofer i dwa 44mm tweetery – oraz dwa otwory bas-refleksu ochrania metalowy grill. Wokół głównego przetwornika umieszczono zmieniający kolor LED-owy ring, który całkiem skutecznie wprowadza imprezowy klimat. Można od niego odpocząć – dostępnych jest kilka trybów podświetlenia (rock, neon, club), włącznie z jego wyłączeniem.
Obsługujący tę funkcję przycisk umieszczono na górnej ściance, w panelu sterującym, wraz z dwoma zaślepionymi gniazdami 6,3mm dla gitary i mikrofonu (każde ma małe pokrętło wzmocnienia – gain; mikrofon jest częścią wyposażenia), podświetlanym głównym włącznikiem i przyciskiem parowana BT, wskaźnikiem naładowania akumulatora, a także regulacją głośności (+ i –), przyciskiem do sterowania odtwarzaniem (start, pauza, przeskok do następnego/poprzedniego utworu) i dwustopniowym Bass Boostem (można go także wyłączyć). W centralnym miejscu panelu sterowania ulokowano pięć pokręteł: Mic, Guitar, Echo, Treble i Bass, dzięki którym można dostroić instrument czy wokal do podkładu muzycznego. Jest tam także dock – szeroka szczelina, w której należy umieścić smartfon albo tablet, np. w trakcie ładowania. Z kolei dwa solidne metalowe uchwyty i naramienny pasek zakończony karabińczykami dają gwarancję bezpiecznego transportu i możliwość "utrzymania imprezy w ruchu".
Tylną ściankę PartyBoxa obłożono sztuczną skórą. W dolnej części tej "poduszki", pod zaślepką, umieszczono panel z gniazdami: zasilającym (tzw. ósemka, kabel w zestawie), USB-A (głośnik odtwarza pliki z pendrive'a i ładuje urządzenia mobilne) oraz 3,5mm wejście AUX.
Gdybym miał określić On-The-Go tylko jednym słowem, to byłby to "czad".
Jak podaje producent, wykorzystany akumulator pozwala na mniej więcej 6-godzinną pracę głośnika. To wartość orientacyjna, uzależniona m.in. od poziomu głośności, źródła Bluetooth oraz tego, czy użytkownik zdecyduje się na włącznie efektów świetlnych. Baterię naładujemy "pod korek" w niespełna cztery godziny. Z kolei akumulator dołączonego do zestawu mikrofonu działa do 10 godzin.
Jakość brzmienia
Gdybym miał określić On-The-Go tylko jednym słowem, to byłby to "czad". Przy PartyBoxie większość głośników Bluetooth to wymizerowane cherlaki, dosłownie pod każdym względem. Od początku jest jasne, że można grać z imprezową głośnością, że typowe ograniczenia bezprzewodowych "grajków", przede wszystkim szybkie wchodzenie w kompresję, tej konstrukcji nie dotyczą, w każdym razie nie tak, jak w większości wypadków. Osobiście nie znam żadnego głośnika, który pod tym względem mógłby być groźnym konkurentem dla On-The-Go. Mało tego: producent przewidział możliwość podwojenia mocy. W tym celu należy użyć drugiego PartyBoxa i wykorzystać funkcjonalność TWS (True Wireless Stereo).
Przyznam, że początkowo obawiałem się basu, jego "gumowatości", snucia się po podłodze bez ładu i składu, zwłaszcza w trybie Bass Boost. Niepotrzebnie. Niskie tony w trybie Bass Boost są soczyste, dobrze zebrane, potężne i zwaliste, a do tego mają niesamowitego "kopa". Podkręcenie basu pogłębia zejście, ale daje też wyraźny oddech – efekt jest tak dobry, że "dopalacza basu" można używać przez cały czas. Bardzo dobrze wypada także dynamika i rytmika – te aspekty brzmienia tak dalece odbiegają od tego, co proponują typowe głośniki bezprzewodowe, że można w tym wypadku śmiało mówić o zdecydowanie wyższej lidze. Powyższe cechy predestynują głośnik On-The-Go do odtwarzania muzyki rockowej, metalowej, popowej, hip-hopowej i elektronicznej. Jeśli chodzi o jazz, a zwłaszcza klasykę, to preferencje słuchaczy mogą być już odmienne, ale do słuchania takiej muzyki nie wybiera się głośnika imprezowego.
Środek pasma ma swój czuły punkt – dość wyraźnie podbito jego wyższy podzakres. Celem tego zabiegu była zapewne chęć ożywienia brzmienia, uczynienie wokali bardziej zrozumiałymi, uniknięcie monotonii i w jakimś stopniu zrównoważenie zwalistego basu. Udało się to całkiem dobrze. Gdyby podbito także najwyższą część pasma, efekt mógłby być opłakany, ale na szczęście nie działano na oślep. W efekcie najbardziej newralgiczny punkt to zszycie średnicy i góry pasma, gdzie okazjonalnie może pojawić się zapiaszczenie i szeleszczenie. Innymi słowy, jeśli ktoś zechce się wsłuchać np. w brzmienie talerzy, to oczywiście nic mu w tym nie przeszkodzi, aczkolwiek nie będą one ani szczególnie gładkie, ani połyskujące, ani tym bardziej wysublimowane. Nie ma też co liczyć na wybitną detaliczność; zamiast tego lepiej nastawić się na "ogólny zarys", który z pewnością nie umknie naszej uwadze.
Podsumowanie
Głośnik On-The-Go interpretuje sygnał muzyczny z iście imprezowym zacięciem, ale może też być świetnym rozwiązaniem dla osób chcących podszkolić swoje gitarowe i wokalne "skille". Miłej zabawy!